Błądzę we mgle. Żałości szlak jedyna drogą. Potykam się wciąż o własne błędy, i te obecne, i te wokół których koło zataczam…
Żałości ścieżki w lśnieniu księżyca widać. Zaczynają się lub kończą gdzieś daleko, biegną do stóp, kącików ust i tej otchłani niegdyś oczami zwaną. I dylemat: którędy iść, czy ku nieskończoności za żałości śladem, czy ku otchłani samego siebie…
Nie wiem. Może nie chcę wiedzieć… I tak nie ma mnie, nie widzę się…
Chwieję się i padam. Wessany w ziemię nie mam ochoty wstać. Sok życia wypełnia mi usta. Nie chcę go. Wypluwam cię, odejdź…