Rok 1997, pierwszy listopadowy poniedziałek, wybiegam z mieszkania ściskając klucz do skrzynki na listy. Pełny nadziei celuję w skrytkę nr 11, przez dziurki widać biały pakunek. Jest. Powrót do mieszkania jeszcze szybszy, nerwowe rozdzieranie koperty… I nagle uczucie euforii wymieszane ze zdziwieniem. 18-sty numer CD-Action dostarczany w prenumeracie miał dołączoną dodatkową płytę zespołu Aural Planet – Lightflow. Folia z niebieskiego pudełka zniknęła tak szybko, że można by pomyśleć, że jej tam wcale nie było. Płyta znalazła się w odtwarzaczu, play, a wtedy…
Wtedy właśnie zaczęła się moja przygoda z muzyką elektroniczną. Ba! Wtedy zaczęła się moja przygoda w podwodnym świecie, wielkim oceanie, w który zabrał mnie zespół Aural Planet. Jacek Dojwa, Konrad Gmurek, Adam Skorupa – ci Panowie mimo zróżnicowanej przeszłości muzycznej, w 1997 roku zdecydowali się połączyć swoje siły i stworzyć coś zupełnie nowego. Tak narodził się ich pierwszy album Lightflow.
Krążek z wytłoczonymi niebiesko-granatowymi plamami oraz listą dziesięciu utworów – jednak na tym się nie kończy.
Utwory dzielą płytę na dwie części – pierwszych sześć opisanych jest nagłówkiem Plunging, kolejne cztery – Emerging.
Plunging, emerging – zanurzanie, wynurzanie. W takiej konwencji utrzymany jest ten album, ponieważ od pierwszych minut tego niecodziennego, trwającego ponad godzinę setu, przenosimy się do łodzi podwodnej. Początkowo spokojne, lekkie odgłosy dżungli przeradzają się w coraz cięższe dźwięki dające uczucie zanużenia w odmętach oceanu. Z szóstym utworem Blue Water Cave, który kończy etap osiągnięcia dna niebieskich głębin pozwalając na spokojną ich eksplorację, na którą mamy całych dziewięć minut. Z siódmym utworem muzyka nabiera tempa – wznosimy się z powrotem na powierzchnię. Płytę kończy utwór o dosyć enigmatycznym tytule M z nie mniej interesującym, zniekształconym monologiem chłopca.
Cała płyta łączy się w idealną całość, nie pozwalając słuchaczowi oderwać się od niej ani na moment. Z całego serca mogę polecić Lightflow każdemu, kto nie jest nawet miłośnikiem muzyki elektronicznej, ponieważ płyta jest niebanalna w każdej swojej sekundzie i wsłuchując się w jej dźwięki wyobraźnia sama zacznie pracować.
Od redakcji: kto by się spodziewał recenzji takiego smaczka jak Aural Planet, który poznaliśmy kiedyś, dawno temu, dzięki CD-Action? – my na pewno nie… tym bardziej nagroda trafiła do rąk Jakuba. Gratulujemy świetnej, pasjonującej recenzji i zwycięstwa. Musimy dodać jeszcze, że przygoda z Jakubem i NN jeszcze się nie kończy, to dopiero początek, dobry początek…
Świetna recenzja :-) Pozdrawiam fana Aural Planet :-)