Prosty, wyraźny, ale nie dosłowny. Tak naprawdę bezsłowny. Ale za to dźwięczny. Takimi słowami można opisać najnowszą produkcję Strefy Ciszy/Sceny Roboczej w Poznaniu.
Trio na trzech aktorów, surowe w przekazie i banalnie proste, a jednak miało w sobie coś magicznego i jednocześnie bolesnego. Trudne a zarazem łatwe.
W moim odczuciu aktorzy stworzyli swoistego rodzaju melodię ze swoich głosów, choć nie użyli na scenie ani jednego słowa. To było jak dobrze zgrana piosenka. Adam Wojda był dla mnie perkusją nadającą rytm i ton całej akcji. Przodowała Alicja Piotrowska, której głos obijał się echem po całym pomieszczeniu zostawiając widzów momentami zdezorientowanych. Była jak lider zespołu rockowego, którego głos najczęściej się nuci pod nosem po zakończeniu piosenki. Natomiast Piotr Kamiński – początkowo cichy i bezdźwięczny – jak zaryczał to wprawił nie w dobry nastrój. Był ucieleśnieniem instrumentalnej wstawki gitary elektrycznej. Albo saksofonu. Idealnym dopełnieniem całości.
Zazwyczaj chodząc na spektakle staram się wcześniej nie czytać recenzji, by samej zbudować myśl, konspekt i odczuć całość wszystkimi zmysłami. Tak było i tym razem.
Czy „Autobus” podsunął mi jakąś ważną ideę? Trudno stwierdzić. Dla mnie był smutnym obrazem naszego społeczeństwa. Lustrem nas samych – widowni. Bo jak nazwać fakt, iż nikt się nie zaśmiał, mimo iż czułam wokół siebie, jak każdego roznosi. Z każdą mijającą minutą szmerów i szeptów, pytań „czy tak można?” „o co im chodzi?” jak i tłumionych uśmiechów było coraz więcej. Co jest takiego strasznego w śmiechu, że ludzie się go boją? Czy to strach przed ośmieszeniem? Byciem innym, niepoważnym? Szczególnie na widowni – nieporządanym?
Nagłe kichnięcie było niczym igła, którą ktoś przekuł balon. Dało wybuch niepochamowanej emocji, która od połowy spektaklu (o ile nie więcej) kotłowała się wśród widzów. Również we mnie. Ale śmiech prędzej ginie niż powstaje. Choć ja wyszłam ze Sceny Roboczej z uśmiechem, gorzka refleksja nas samych pozostała. I pustka. Niczym cierpki posmak taniego, wytrawnego wina.