Zajmując się tańcem od pewnego niedawna, zastanawiałam się zawsze, czy mogę nazwać się specjalistą w tym zakresie. Nie lubię tego słowa. Szczególnie, że żadnej edukacji tanecznej nie ukończyłam (bo kursu instruktorskiego edukacją nie śmiem nazwać).
Oglądając wiele spektakli jak i samej biorą w nich udział mam jednak coś do powiedzenia.
Ostatnimi czasy oglądając spektakle w Starym Browarze wiele razy zdarzało mi się zawieść na tamtejszych rzeczach. Szczególnie na projektach insygnowanych logo Stary Browar Nowy Taniec. Solo Projekty 2012 bardzo mnie zawiodły, na Polskiej Platformie Tańca widziałam zaledwie „Tralfamadoria” Izy Chlewińskiej z teatru Dada von Bzdulow z Gdańska. Tak więc idąc dzisiaj na „Insight” w kolaboracji Orlik-Leśnierowska miałam dosyć mieszane uczucia. Nie siedzę w myśli konceptualnej na tyle mocno, żeby rozumieć spektakle w tym nurcie. Choć odkąd zaczęłam pajać się sztuką prformancu, dostrzegam więcej szczegółów na scenie, które wcześniej nie wracały mojej uwagi. Podobnie z energią i ogólną myślą, ale nie o tym mowa w tym artykule.
Tym razem się bardzo przyjemnie zaskoczyłam.
Janusz Orlik zaskoczył mnie nową jakością ruchu. Znam Janusza oraz jego ruch, ale tym razem pokazał coś innego – urywanego, momentami wręcz brutalnego. Początkowo trochę mnie zmulił tą samą energią i przyciemnionym światłem, ale kolejna scena wybiła mnie z letargu i mimo drobnego zmęczenia Janusz utrzymywał napięcie i przykuwał mój wzrok prawie cały czas. Do tego idealnie wkomponowana w ruch muzyka i światło. Na samym początku podchodziłam do świateł i krótkiej wizualizacji bardzo sceptycznie – końcowe kompletnie mnie przekonały o właściwości ich czasu i miejsca.
Insight – tylko o co chodzi? Bo na stronie internetowej nie napisali nic, żadnego opisu oprócz dorobku artystycznego twórców. Wgląd – w co? Dla mnie wgląd w postindustrialną przestrzeń. Przestrzeń której pracujemy, uczymy się, mieszkamy i żyjemy. Przestrzeń, która wkomponowała się jakoś w nasze życie.
Janusz momentami przypominał mi maszynę, która działa tylko w sobie znanym tempie. Zupełnie jak serce – organ, który musi wciąż działać na pełnych obrotach i w rytmie dopasowanym do aktywności przez nas wykonywanej. Obroty te mogą być silniejsze, szybsze, urywane, wolniejsze i bardziej płynne. I taki też był Janusz.
Jedynym mankamentem był czas. Mimo, iż spektakl był naprawdę bardzo dobry, to niektóre fragmenty były dla mnie minimalnie przeciągnięte. Ciężko jest co prawda wybrnąć z tego cało – żeby moment wybrzmiał, ale nie znudził widza. Ale całość była dosłownie i ruchowo taka, jak obraz przedstawiający opis spektaklu. Kanciasty, surowy, zimny, ale za to wyrazisty. I chyba o to tutaj chodzi.
http://www.starybrowarnowytaniec.pl/event/507