Kategorie: filmTagi: , , , bezpośrednik

Atlas Chmur – recenzja bez dodatków specjalnych

Atlas Chmur – recenzja bez dodatków specjalnych

Po Wachowski Family spodziewałbym się wszystkiego, tego, że mogą przyjąć kapitalny temat na klatę i go przedstawić w sposób spektakularny (Matrix), a także ten sam temat wziąć i spieprzyć tak, że zaczynam ryczeć z rozczarowania (Matrix Rewolucje). Jeszcze jak miłe rodzeństwo tworzy dzieło z kapitalną obsadą, na podstawie książki Davida Mitchella o której wcześniej nie słyszałem i każe mi siedzieć trzy godziny w kinie nie wiedząc na co mam się szykować, to już w ogóle.

A jak wiadomo, albo i nie, zwiastunom nie wierzę.

A przyznać się muszę, że zachęciły mnie negatywne recenzje z USA, bo to może oznaczać, że film dobry jest, film Atlas Chmur.

Jak zrecenzować film, który zamyka w sobie wiele gatunków, wiele historii tak bardzo osobnych a tak bardzo powiązanych ze sobą jednym przesłaniem?

Mógłbym generalnie napisać tylko, że film zajebisty, że jak kiedyś narzekałem, że kino się skończyło, to z tą produkcją wróciła nadzieja, a efekty specjalne i charakteryzacja aktorów  to majstersztyk sam w sobie. Nastrój jaki buduje i sprawia, że nawet najbrutalniejsze sceny przyjmuje się bez gloryfikacji obrzydzenia, co jest ciekawym zabiegiem, być może nie zamierzonym, bo naturalizm i szczerość płyną z każdego kadru.

Charakteryzacja aktorów to już fantazja, każdy odgrywa w filmie kilka ról w różnej stylizacji, gdzie czarni grają białych, biali żółtych, a Tom Hanks stylizowany jest w jednej scenie na Johna Travoltę – i tu bez przesady. Jeżeli ktoś nie przepada za jakimś aktorem, który występuje w tym filmie, a jest ich sporo: Tom Hanks, Halle Berry, Jim Broadbent, Hugo Weaving, Keith David, Doona Bae, Jim Sturgess, Ben Whishaw, James D’Arcy, Susan Sarandon, Hugh Grant i tak bez końca, to mogę mu zagwarantować, że zmieni zdanie.

Mógłbym wspomnieć coś o muzyce. Atlas Chmur na sekstet, to melodia będąca głównym tematem muzycznym filmu, hipnotyzującym i wprowadzającym w błogi nastrój. Reszta jest milczeniem, znaczy się, reszta wtapia się w tło, czyli nie ma nic do zarzucenia. Polecam ścieżkę dźwiękową, która jest bardzo instrumentalna.

Na koniec mógłbym szarpnąć się fabuły, bo to ona trzyma nas ponad trzy godziny w fotelach, ponad trzy, gdyż reklam w naszych kinach sporo. Można by coś tutaj dodać i wspomnieć o Efekcie Motyla, o decyzjach mających wpływ na przyszłość, teraźniejszość i co ciekawe przeszłość, a dokładnie postrzeganie przeszłości. Po zobaczeniu zwiastuna spodziewałem się czegoś al’a Pulp Fiction z ułożeniem każdego świata i się przeliczyłem. Bo światy w filmie się przenikają, nie nużą, przełączają się w odpowiednich momentach, tak by widz był zadowolony. Ot takie pierdoły.

Ciężko jest pisać o czymś, co na prawdę warto zobaczyć i tym razem zaufać zajawkom, gdyż one i tak pokazują bardzo mało, nie oddają nawet promila tego, co możemy doświadczyć. Do tego wszystkiego dołożyłbym zdanie o przesłaniu, jednym z paru, ale najważniejszym, że do jasnej cholery warto wychodzić poza ogólno-przyjęte normy, wyjść z pudełka i schematów, by tworzyć coś nowego, dobrego i to co się czuje. Nie ukrywam jednak wątpliwości, czy odnosi się to do zmiany płci jednego z reżyserów. Nie wiem. Ja to odbieram po swojemu.

Jak widzicie, ciężko, na prawdę ciężko napisać recenzję, tego filmu, więc niech jako najlepszą przyjmijmy: Film zajebiście fajny pod każdym względem. Kupcie wygodną poduszkę pod tyłek i upajajcie się najnowszym obrazem Wachowski Family.

Podziel się:

Piotr Siwiński

Nieprzyzwoicie uprzejmy aluzjonista, kąśliwy romantyk w rogowych okularach, który rzucił palenie, chory na twórstwo wszelakie - nie szczędzi sobie niczego. Nie zaczepiać, nie pytać, nie deptać dywanów i trawników.

Machnij komentarzem.