Kategorie: muzykaTagi: , , , , bezpośrednik

UL/KR

UL/KR

Długo przyszło mi czekać na jakiś błysk światła w naszym rodzimym zakątku muzycznym. Czekanie na coś świeżego, na coś co nie pozwoli zasnąć, coś co będzie się nuciło pod nosem a w ciszy będzie brzmiało w głowie w bardzo przyjemny sposób. Już nawet straciłem nadzieję w pewnym momencie, bo ileż można powielać schematy? Oczywiście pojawiały się perełki, ale odsłuchane raz, drugi, trzeci i już, oczywiście są ulubieni artyści, których słucha się non stop, ale głód czegoś nowego, czegoś co się odkrywa długo, co można pokochać, czym się upaja i upija rozmazał nadzieję gdzieś na horyzoncie tłumioną znanymi rytmami…

Aż tu wreszcie BUM! Jeden link, słuchawki na uszy i objawienie, objawienie które trwa już od marca 2012 roku i które gdzieś umknęło zakryte komercyjnym bajzlem. Panie i Panowie, drodzy Czytacze, oto UL/KR.

 

UL/KR (czyt. u el ka er) – to projekt takiego pana co się nazywa Błażej Król, lidera zespołu Kawałek Kulki – się nuciło …kolegi tata, jest, on jest policjantem… – w swoim nowym projekcie zagrał główną rolę ze swoim głosem (na który o dziwo aż tak bardzo nie zwracało się uwagi przy odsłuchach płyty zespołu KK) i tekstami.

To już nawet nie o te opary i kamieniczny pył chodzi, nie o ten niż z Niemiec Wschodnich i aurę małomiasteczkowości. Nie chodzi też o gonienie za Zachodem i pichcenie przy użyciu przepisów z anglojęzycznych wydawnictw. A o co? Sami nie wiemy, bo i tacy zdołowani nie jesteśmy, a i powodów do depresji samo jestestwo nie dostarcza nam zbyt wielu. Tylko ten dziwny ból czasem w nocy przychodzi i siada na piersi albo w dzień tempo zakłuje, i trzeba go wylać na kartki, komórki, taśmy, samplery, komputery, struny…

Błażej Król

Drugim członkiem i ostatnim, a zarazem bardzo kluczowym jest multiinstrumentalista Maurycy Kiebzak-Górski karmiący nas elektroniczną nutą, samplami i Bóg jeden wie czym jeszcze, co składając się jedną całość hipnotyzuje nas w sposób absolutny. Mistrz!

Ile trwać mogą 22 minuty? Nieskończoność!

W marcu 2012 pojawił się na rynku album, który moim skromnym zdaniem powywracał wszystko do góry nogami co do tej pory słyszałem i czym było dane mi się zachwycać. UL/KR zarejestrowane na niby pozornie krótkim albumie, oddało nam w ręce kawałek nieba, nie da się raczej tego inaczej określić. Pozornie krótkim, bo niby 22 minuty, ale nie dajmy się wkręcić, ponieważ po pierwszym odsłuchaniu wciska się w odtwarzaczu zapętlenie i to jest ostatni raz kiedy udało nam się o własnych siłach robić coś z guzikami play stop. Po prostu o nich zapominamy.

Nie będę się wygłupiał  i próbował szufladkować w jakiś sposób tego co rzuca nam się w uszy, bo to jest totalnie bez sensu kiedy mamy do czynienia z powiewem czegoś nowego, czegoś dla którego jakaś mądra głowa powinna stworzyć  po prostu nowy gatunek muzyczny, wymościć nową szufladę, do której jak się wpadnie to zacznie się unosić między pościelą a sufitem.

Początek czysto elektroniczny, nawet nie spodziewamy się tego co nas zaraz napadnie, bez płynnego przejścia, bajerów, tylko w prosty sposób odtwarzacz przeskakuje na pozycję drugą, gdzie zmienia się pejzaż, wszystko wokół nabiera kosmicznych barw i nagle znowu budzimy się na początku wyprawy, by przeżyć to jeszcze raz. Normalnie skrót wydarzeń jest właśnie taki. Tylko, że zaczynając od początku jesteśmy bogatsi w nowe teksty, słowa, nuty i zaczynamy się świadomie i nieświadomie przyłączać do zespołu.

Każdy utwór inny, niby zdaje się nam, że gdzieś to już słyszeliśmy, tutaj trochę ambientu, tutaj dubstepowe trzaski, tutaj z kolei coś niepokojącego, jakieś przeszkadzajki i bębenki. Niby nam się zdaje, że coś gdzieś kiedyś, ale na szczęście wirtuozeria jest indywidualna, którą można, a nawet należy, się inspirować.

Po tak cienkim lodzie
możemy się tylko czołgać
więc nie wychodźmy z domu
będziemy palić i wciągać

Teksty, kwintesencja  spajająca wszystko w całość. Oczywiście, kto zna i pamięta zespół Kawałek Kulki, to tutaj nie będzie zaskoczony powtarzającymi się wersami. Do tego wokal, dawno, szczerze muszę napisać, nie słyszałem tak wspaniałego, oddającego klimat głosu, który pasuje idealnie do otaczającej go muzyki, spokojny i wręcz wzmacniający całość, dodający idealnych barw w tym, przedstawionym, nieznanym świecie. Bomba! Byli tacy, co porównali go do głosu Piotra Roguckiego z Comy – ja tam podobieństwa nie widzę…

Co jest chyba najwspanialsze to właśnie to, że przy każdym nowym odsłuchu mamy swój ulubiony kawałek, powtarzany często po kilka razy. A kiedy płyta zatoczy pętle upajamy się innym. Niebywałe. A z resztą posłuchajcie utworu Ruiny, zamykającego krążek:

 

Podsumowując.
Album pojawił się w marcu 2012 roku, nasza recenzja ukazuje się w lipcu tejże samej 365-dnicy, z jednej strony aż dziw opanował mnie okrutny i nerw, że nigdy nawet nazwa nie obiła mi się o uszy, ani w tv jakoś, ani w radiu, ani w sieci, dlaczego? Z drugiej strony cieszę się, że nie stawia się UL/KR obok tych dziwnych i powtarzających się dźwięków, słów i melodii nie wnoszących nic oprócz szumu do naszego życia, a UL/KR obok tego wszystkiego to prawdziwa muzyka, prawdziwe dźwięki, słowa i emocje! Czekaliśmy na Was, dziękuję!

Płytę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Thin Man Records.

Thin Man Records: niewielkie wydawnictwo gwarantujące swoim artystom najwyższy poziom współpracy.

Podziel się:

Piotr Siwiński

Nieprzyzwoicie uprzejmy aluzjonista, kąśliwy romantyk w rogowych okularach, który rzucił palenie, chory na twórstwo wszelakie - nie szczędzi sobie niczego. Nie zaczepiać, nie pytać, nie deptać dywanów i trawników.

Machnij komentarzem.