Jest taki zespół, który mógłby się kojarzyć z imprezami zakładowymi dla Pań w futrach i Panów z wąsem – ot stereotypowego inżyniera Karwowskiego i jego stereotypowej rodziny… mógłby się kojarzyć, dopóki nie usłyszymy ich na żywo i nie przeżyjemy ich na scenie. I nie jest to oznaka tego, że się starzeje, ale oznaka tego, że nie raz możemy być zaskoczeni w życiu… a mowa tutaj o Żukach!
W wielkim skrócie, jest to zespół pochodzący z Poznania, zafascynowany jest latami sześćdziesiątymi i właśnie tą fascynację przelewają na covery, które wykonują świetnie. Nigdy nie spodziewałem się, że usłyszę na żywo wokal z tamtych lat, rozumiecie: barwa dźwięku charakterystyczna, czysta, kiwanie głową do tego i chórki. Niby ta era się skończyła, niby, bo Żuki nią opływają. Jak zamkniesz oczy, to słyszysz Beatlesów, Krajewskiego, Skaldów, czy słynnych Del Shannon:
Jeżeli chcielibyście się wyszaleć z muzyką, na żywo i z muzyką, że powtórzę słowo muzyka, bo jest to odpowiednie słowo na te czasy, to Żuki na dzień dzisiejszy są najlepsi i nie tylko dla przysłowiowego Karwowskiego!
A zobaczyć i posłuchać ich miałem okazję nie byle jaką, gdyż w Scenie na Piętrze podczas karnawałowego występu z Radiem Luxemburg. Czyli z muzyką, która grała naszym rodzicom, którą nieraz wspominamy i puszczamy, a co najlepsze grana jest w wielu rockowych lokalach. Czyli możliwości zespołu można było ocenić bardzo obiektywnie.
Przy okazji trzeba powiedzieć, że panowie są bardzo sympatyczni i żywcem wyjęci z albumów Beatlesów. Dzięki Panowie, że możemy to wszystko usłyszeć na żywo i dosłownie jak w oryginale. Polecam!