Kategorie: sztukaTagi: , , , , bezpośrednik

Dupa-pięty i inne warsztatowe frazesy

Dobry tancerz powinien mieć swojego mistrza, za którego radą, słowem i (najczęściej) ruchem podąża. Ale jednocześnie tancerz, który zamyka się na jedną tylko osobę staje się monotonny i się nie rozwija. Nie ma szansy stać się profesjonalnym i wszechstronnym artystą. Dlatego przydają się wszelkiego rodzaju warsztaty.

Leszek Bzdyl. To nazwisko wielu osobom coś mówi. Kojarzone ze spektaklami, warsztatami jak i  niebanalnymi frazesami.

Założyciel Teatru Dada von Bzdulow, aktor, tancerz, choreograf. Niezwykły człowiek. Z każdym na samym początku się przywitał, przypomniał imiona (taneczny świat jest bardzo mały…) , przeprosił, że nie pamiętał mojego. Jeszcze jedno przypomnienie imion, siedliśmy na podłodze. Wybiła 13:00 i się zaczęło.

Połączenie dupa-pięty

Leszek Bzdyl ma specyficzny styl mówienia – chaotyczny. Jak demonstruje, to całym sobą. Ale wytłumaczyć wszystkie te przejścia energetyczne i sensoryczne jakie się wytwarzają wokół jego osoby jest niezłą sztuką. Można więc brnąć dalej, owijając dookoła nieskończoną ilością słów, które za dużo znaczą. Leszek jednak konsekwentnie idzie wybraną przez siebie drogą wyrobioną własnymi stopami i słowem.

Musicie znaleźć połączenie dupa-pięty. – tłumaczył zwykłe pliee.

Każdy ruch który wykonujecie w przestrzeni polega na odepchnięciu się od ziemi piętami, uruchamiając miednicę. – gdy demonstrował nam zwykły chód.

Ciekawie jest spojrzeć na własnych kilka kroków od wewnątrz, a tym bardziej na ludzi dookoła próbujących rozłożyć na czynniki pierwsze krok prawą, potem lewą nogą. Wzrok skupiony, lekko przymarszczone brwi… Chyba wystarczyło tych kilka minut, bo zaczynaliśmy tracić kontakt z rzeczywistością.

 

Jak chcesz wejść w podłogę, to musisz urosnąć

Połączenie dupa-pięty towarzyszyło nam już do końca warsztatów. Ale nie to było dla mnie najciekawsze. Leszek zrujnował mój cały tok myślenia o poruszaniu się ciała w przestrzeni, nakierowując go na nową drogę.

– Jeżeli chcecie zejść w podłogę, to najczęściej spadacie wypychając miednicę (alias. dupę). – tłumaczył. – A schodzenie to nie spadanie. Podczas zejścia w dół, musicie najpierw urosnąć. Gdy ta siła będzie was ciągnęła w górę, to nie załamiecie miednicy i będziecie w miłym balansie, gotowi do kolejnego ruchu. Natomiast podczas wstawania to nie siła waszych mięśni pcha was w górę. – zademonstrował. – Ale wbicie pięt mocno w podłogę, wypchnie was w górę.

No więc moje pojęcia o padaniu i wstawaniu zostało nakreślone na nowo. Bo padając muszę urosnąć, a wstając muszę się dodatkowo uziemić. Bo tylko ziemia może mi dać siłę do ponownego podniesienia. Tak samo idąc w prawo, powinnam „chcieć” iść w lewo i odwrotnie w lewo, iść w prawo. Niewiele brakowało, bym zaczęła latać.

 

Pięć, sześć, siedem, ha-haa!

Nie było typowego dla tańca odliczania: pięć, sześć, siedem, osiem! Każdą sekwencję zaczynaliśmy od typowego dla Bzdyla „Ha-haa!”. Dzieje się tak, gdyż bardzo ważny jest w tańcu oddech. Tylko, że jak większość ruchów wykonuje się na wdechu od nowej frazy, tu zaczynaliśmy od – wydechu. Dlaczego? Żeby puścić sztywno trzymane mięśnie i przygotować ciało do większego wysiłku, żeby nauczyć się prawidłowo pracować z oddechem, żeby się dodatkowo ugruntowić.

Większość sekwencji na warsztatach zaczynaliśmy od wypuszczenia pewnej dozy energii, do której potrzebny jest wydech. Albo to było pliee podczas którego szły nam ręce do góry, albo swingi nogami lub jeszcze inniejsze kombinacje. Ale ile by teorii nie było na ten temat i ile by Leszek nam o tym nie mówił – jego Ha-haa! brzmiało w uszach i nie pozwalało zapomnieć o pierwotnym spuszczeniu powietrza z płuc.

 

Dwa dni to za mało

Gdy Leszek powiedział, że to koniec dwudniowych warsztatów, nie wierzyłam. Kiedy to zleciało? Tak, tak, pamiętałam o przerwach obiadowych, o licznych dygresjach w międzyczasie, małych przerwach na łyk wody, ale mimo wszystko było mi mało. Było dużo słów, może nawet za dużo. Nie wiedziałam nigdy, czy załapałam sekwencję, czy wykorzystałam każdą sekundę i pamiętałam o coraz częstszych uwagach. A było ich sporo.

Słowo u Leszka ma wielką moc. Bazuje na nich w spektaklach, są jego wielką inspiracją. Dlatego też słów nie brakowało na przestrzeni mojego weekendu. Tylko czy ruch był konsekwencją słowa, czy słowo – ruchu?

Dowiem się na kolejnych warsztatach!

Podziel się:

Paulina Grochowska

Paulina Grochowska to współczesna, kobieca wersja Dr Jekyll'a i Mr Hyde'a. Za dnia specjalista ds. marketingu i PRu, po prawie - wieczorami zamienia się w "sceniczną bestię". Jest poznańską artystką: tancerką, choreografem, performerem i aktorką. Związana rodzinnie z Teatrem Tańca KOINSPIRACJA oraz Teatrem Strefa Ciszy. Wkurza się, gdy pytają ją o dowód w Żabce, choć grywa osiemnastolatki. W skrócie: chodzi w różowych okularach i nadal wierzy, że może zbawić świat.

Machnij komentarzem.