Chcesz pofruwać? Przyjdź na zajęcia z tańca. Baletnice przecież fruwają, podnoszone przez swoich partnerów, a zajęcia ze współczesnego, modern jazzu – zawierają elementy partnerowań. Przykładem jest np: Verger, który mimo wszechobecnego braku mężczyzn na zajęciach ruchowych każdego roku robi warsztaty, na których laski podnoszą się nawzajem.
Nie zmienia to jednak faktu, że najlepiej się FRUwa na zajęciach z CI (contact improvisation lub po ojczystemu kontakt improwizacji).
Czym jest w ogóle kontakt improwizacja? To technika tańca, w której kontakt fizyczny jest punktem startowym poszukiwań poprzez improwizację ruchową, czyli mówiąc inaczej forma improwizacji tanecznej (zaliczana do tzw. postmodern dance). Wymyślona i spopularyzowana przez Steve’a Paxtona w latach 70′ opiera się o konkretne zagadnienia jak: dynamika, grawitacja, siła odśrodkowa, ciężar, pęd, swing, zawieszenie, energia i tak dalej… I to w kontakcie.
A kontakty są różne: wzrokowy, kontakt z podłogą, powietrzem, ale najbardziej lubię kontakt z drugim człowiekiem.
Dlatego chętnie pojechałam na trzecią już edycję FRU Festiwalu – Polskiego Festiwalu Kontakt Improwizacji w Łodzi. W tym roku oprócz zajęć z techniki Paxtona, odbył się również warsztat video – mieliśmy możliwość nagrać i zmontować własny film. Były to co prawda kilkuminutowe zajawki, ale skutecznie odciągały od nudy i dawały odpocząć mięśniom zmęczonym po zajęciach ruchowych.
Jednakże coś innego sprawiało, że te warsztaty były tak dobre – jamy. Czyli practice taneczny do muzyki (najczęściej na żywo). Parkiet dla ciebie i tańczysz kiedy chcesz i z kim chcesz. Był to nieobowiązkowy element zwieńczający każdy warsztatowy. Nieobowiązkowy, a mimo to najbardziej oblegany, kończący się każdego wieczoru coraz później i później, by z soboty na niedzielę skończyć się rekordowym, bo 18-godzinnym jamem.
Może Rekord Guinessa na następnych warsztatach?
Podczas jamów można było sobie popłynąć – poćwiczyć dopiero co poznane ruchy, pomyśleć nad własnymi rzeczami lub po prostu dać się porwać energii na parkiecie. Można też było usiąść z boku i po prostu popatrzeć – najlepsza forma nauki dla wzrokowców. Dodatkowe atrakcje tylko umilały wspólnie spędzony czas w Akademickim Ośrodku Inicjatyw Artystycznych.
Mimo wszystkiego ten festiwal mógł być kolejnym warsztatowo-tanecznym gatheringiem, nie pozostawiającym cienia wspomnień. Co zagrało? LUDZIE! Bo perełek osobowościowych nie brakowało:
Agatka – która „karmiła” nas muffinkami buraczanymi, chlebkiem bananowym i innymi wegańskimi przysmakami
Michał, Gosia, Adrian i w ogóle całe KIJO – którzy oprócz zajęć ogarniali całą hołotę uczestnikó
Seba – czyli mistrzu CI i mój ostatni tanec
Kama, Maga, Ania – które poszerzyły moje strefy świadomości improwizacyjnej
Kolektyw artystyczny „Cień siusiaka” – ci, co byli – wiedzą; co nie byli… to temat na osobny artykuł
I cała rzesza innych osób, które bla bla bla… Mogę pisać i pisać.
I było TVN24 i był Polsat. I wszyscy nie dowierzali, że w tak krótkim czasie można stworzyć grupę, którą nie obchodzi nic oprócz tańca i dobrej zabawy. Ludzie płakali, żegnając się ostatniego dnia przed rozejściem do normalnego życia.
A słońce świeciło i pogoda pachniała wiosną, gdy wchodząc do autobusu i ja żegnałam się tego dnia z Łodzią…