Kategorie: film, MyślTagi: , , , , , bezpośrednik

Chodząca śmierć w nocy i o świcie w Zombielandzie

Chodząca śmierć w nocy i o świcie w Zombielandzie

Od kilku ładnych lat kino nauczyło nas, że zakończenia nie muszą być zawsze dobre, słodkie i cudowne. Nie rozpieszcza nas miłością, a jego głównym celem jest wymusić na nas skrajne emocje. Sam pamiętam ten moment, kiedy końcówka filmu Piła wkurzyła mnie niemiłosiernie, tak że chodziłem wkurzony przez następne trzy dni. Każdy nowy horror, thriller, dramat, a nawet komedia nie kończyły się już wspaniałym happyendem, co spowodowało na pewno, że do takich emocji jakie były na początku nigdy już nie wrócę… bo już nie będę zaskoczony.

Są jednak filmy, które od początku dają znać o wielkim finale, takie które już nie zaskoczą złym zakończeniem, a jedynie tym, który bohater zginie i kiedy. Filmy te ścigają się ze sobą w rozkochiwaniu widzów w swoich bohaterach, aby później ich uśmiercić w sposób różny i czasami głupi. Nie zawsze im to jednak wychodzi, kiedy wiemy i zakładamy, że i tak wszyscy kiedyś jakoś umrą i to na pewno nie ze starości. A filmy te, to wizja apokalipsy z chodzącymi, czołgającymi się i biegającymi szaleńczo, wiecznie głodnymi i pomrukującymi zombie.

Przyczyn apokalipsy w filmach o chodzących trupach jest mnóstwo, od chemikaliów, które ożywiają trupy na cmentarzach aż po tajemnicze korporacje pracujące nad wirusami doprowadzającymi ludzi do ograniczenia ich umiejętności wszelkich do minimum, czyli jedynie pożywiania się wszystkim żywym jak leci. Siebie nie tykają nigdy.

Jednym słowem zawsze jest przesrane.

Trupy chodzą, gryzą żywych, żywi dostają szybko śmiertelnej gorączki i stają się chodzącymi trupami i tak na każdym kontynencie, w każdym kraju. Jedynym sprawdzonym sposobem na zabicie już nieżyjącego jest urąbanie łba, wbicie kołka w czoło, lub rozwalenie owej dyni jakimś kalibrem. No właśnie, a kto normalny zabija trupy? Są i tacy. Szczęśliwcy, którzy nigdy do końca nie wiedzą co się stało i dlaczego, maratończycy nie dający się zaskoczyć niczym, biegle władający bronią różną, znający na wylot sztuczki umarlaków, którzy mimo hipnotycznego głodu, zawsze wiedzą gdzie się ukryć.
Zawsze są jacyś ocaleni, ci którym się udało i mają nadzieję na ponowne odrodzenie się ludzkości, tzw. de czozen łani, którzy dzielą się na tylko dwie grupy: pierwsza sprawiedliwych, mężnych ludzi o złotych zasadach, którzy są naiwni i zawsze ginie ich najwięcej, mimo tego, że są zawsze głównymi bohaterami wszelkich produkcji, druga grupa to postapokaliptyczni kowboje rodem z filmów Mad Max, łączący się w obozy, kradnący i gwałcący sprawiedliwych, czasem któryś z nich się nawróci i przyjmuje złote zasady, barbarzyńców zazwyczaj jest najwięcej i mają wszystko, ale są źli i są tymi be…

Tragedia gatunku polega jednak na jednym, mocnym czynniku, a mianowicie na braku nadziei. Od samego początku wiemy o przesraniu, o tym że przeżyła praktycznie garstka ludzi i że każdego dnia i każdej nocy trzeba walczyć o przeżycie. Smaczku dodaje podążanie do mitycznych obozowisk wolnych i zdrowych ludzi. Kolonii chronionej przez wojsko gdzie odradza się ludzkość. Nigdy ich nie ma, albo nie można znaleźć, a jak już są to żyją tam zafiksowani gwałciciele, bądź psychopaci na punkcie wszystkiego.
Każdy wstęp do filmów o zombie tłumaczy nam w jakiś sposób co się stało: Resident Evil – kradzież wirusa z korporacji Umbrella, 28 dni później – pacyfiści uwalniający zakażone małpy, The Walking Dead – coś się stało i wojsko zaczęło zabijać cywilów, Noc żywych trupów – rakieta lecąca na Wenus ma awarię i promieniowanie budzi wszystkie trupy etc. etc. Początki przepowiadające koniec ludzkości. Takie zakończenie, jak powstanie gryzących i rozrywających trupów w pewnym sensie jest bardziej przerażające niż wojna atomowa kończąca wszystko. Atom zabija i niszczy, a przy apokalipsie zombie nie dość, że walczymy o przeżycie by nie zostać krwiożerczym warzywem lub zostać zjedzonym, to jeszcze dodatkowo zmagamy się z naszymi rodzinami, przyjaciółmi, którzy mieli dużo mniej szczęścia.

Filmy o atomowym, bądź kosmicznym (meteoryt, czarna dziura, kosmici, Słońce które gaśnie) końcu świata są wreszcie w pewien sposób przepełnione nadzieją i stają się wesołe w swojej tragedii, bo dzięki nim wierzymy w odrodzenie ludzkości i happy end, filmy o zombie końcu świata takie nie są, wiemy od samego początku jak to się skończy, lub żyjemy w niepewności, nawet jak ktoś znalazł lekarstwo i na napisach końcowych dowozi je do prze wspaniałego wojska. Więc jeżeli pragniemy napełnić się chwilą beznadziei to spokojnie możemy chwycić, któryś z wielu tytułów.

Moda na filmy tego typu wraca jak bumerang, a bo to przez komiks (The Walking Dead), a bo to hołd oddany starym horrorom (Grindhouse: Planet Terror), a bo to jeszcze można zrobić z tego coś wesołego (Zombieland). O dziwo, pierwszym filmem o zombie nie była Noc żywych trupów, ani tym bardziej Martwica Mózgu pana Jacksona od Władcy Pierścieni, a jeszcze lepiej teledysk do utworu Thriller innego Jacksona. Pierwszy film powstał już w roku 1932, był zatytułowany Białe Zombie i rozpoczął kinową rewolucję w tym temacie, mimo tego, że nie był on o żadnym końcu ludzkości, a o haitańskich trupach robotnikach. Fantazja z kolejną nową produkcją ponosiła autorów, którzy prześcigają się do tej pory w trupich pomysłach. Wszystko to obnaża pewne zboczenie, a może dokładnie słabość, patrząc na tworzone kontynuacje czy rimejki wielkich dzieł, taką że nie wiedzą jak skończyć, zawsze zostawiają sobie furtkę, ten mały okruszek niepewności, tworzą z tego wszystkiego prawdziwą niekończącą się opowiesć pełną tragizmu samego w sobie. Jeżeli wielcy nie chcą, bądź nie potrafią zakończyć to czy my widzielibyśmy właściwe zakończenie filmu o zombie? Bez słodyczy i cudownych lekarstw ratujących ludzkość?

Oczywiście są jeszcze filmy pokazujące nam znaleźne zombie, jak Zombie SS, nie dość że chodzące trupy to jeszcze SS – mani, o tym nawet nie warto się rozpisywać.

Smacznego! A dla fanów gatunku, lub tych co chcą nimi zostać tzw. must have:

Podziel się:

Piotr Siwiński

Nieprzyzwoicie uprzejmy aluzjonista, kąśliwy romantyk w rogowych okularach, który rzucił palenie, chory na twórstwo wszelakie - nie szczędzi sobie niczego. Nie zaczepiać, nie pytać, nie deptać dywanów i trawników.

Machnij komentarzem.