Do premiery spektaklu „Myśli…” Teatru Tańca KOINSPIRACJA zostały już dwa dni i pojawiły się pierwsze oznaki stresu.
Jak zawsze podczas przygotowywania premierowych spektakli, pojawiły się problemy. Chyba powinnam się przyzwyczaić… Piszę o sobie, ale wszyscy członkowie KOINSPIRACJI nie dość, że zdają sobie z tego sprawę, to i tak zawsze przyprawia to połowę o migreny, a drugą o mdłości.
Od świateł, które powinniśmy ustawiać od niedzieli, a dopiero dzisiaj ujrzały układ, w którym powinny się końcowo znajdować (jutro i tak pewnie dojdą zmiany – zmiana to podstawa) po cięższe lub lżejsze kontuzje z naszej strony – tancerek. Kolana i łokcie po licznych przewrotach na nie-do-końca-wypolerowanej podłodze są trochę pozdzierane, ale można z nimi żyć.
Gorzej jednak, gdy nie wytrzymują nerwy… Mnie dzisiaj poszły…
Bycie artystą to naprawdę ciężki kawałek chleba. Wypruwamy sobie żyły od kilku dłuugich i ciężkich miesięcy, by pokazać najlepsze 45 spektaklowych minut, a często mały drobiazg wszystko rozwala w ciąg mili-sekundy. I nie musi być to wybuch bomby atomowej – wystarczy za mało skupienia, problemy w pracy… Mnie dzisiaj wytrąciło to kompletnie z równowagi.
Ale co w takiej sytuacji robić? Ja się rozkleiłam, po czym dałam sobie w twarz i… Wróciłam do próby.
Jutro już generalka. Nie będzie miejsca na małe potknięcia, niewykończenia ruchu, niedociągnięcia w choreografii. Musi być „prawie” perfekcyjnie. Prawie, bo to spektakl o kobietach, ich wzajemnych relacjach i myślach… A nie znam kobiety (poza amerykańskimi serialami) które byłyby idealne.
Zapraszam więc na nieidealny spektakl o „Myślach…”. Tylko proszę, żeby nie nadinterpretowywać tytułu. Bo pod koniec wszystko wywraca się do góry nogami. I to w dodatku na stole!