Przerwa. Czasem się przydaje. Oddalenie się od spraw, które miały znaczenie lub zawładnęły twoim życiem na pewien okres czasu. I nagle – jest po wszystkim.
Pustka? Nie. Zdystansowanie się.
Jak zaczynaliśmy – nie byłam pewna, czy damy radę. Amatorzy, niedoświadczeni, bez sprzętów ani całego zaplecza organizacyjnego. Czwórka – niczym drużyna jednego filmu. Pod presją czasu.
Jak w niedzielę włożyłam płytę do odtwarzacza, byłam cała napięta. Nie wiedziałam, jak to wyszło, jak JA wyszłam, jak to odbiorę. Było to dla mnie zupełnie nowym przeżyciem, niespodzianką. Pierwszy raz. Potem łezka pociekła.
Wzruszenie było bardzo silne, bo było moje. Jakbym patrzyła na własne dziecko – wyprodukowane dziecko. Owoc wielu zmagań, planowania, nieprzespanych nocy. Wszystko to zmieściło się w zaledwie kilku minutach. Aczkolwiek dla mnie bardzo cennych.
Mała kosmetyka będzie, ale do tego momentu napawam się tym pierwszym razem, raz za razem. A póki co myślę nad dalszym ciągiem zdarzeń, premierą, konkursami itp. Odwaliliśmy kawał dobrej roboty. Skoro daliśmy radę, to nic nie stoi na przeszkodzie, by iść dalej. Byle przed siebie.