Skałom trzeba stać i grozić,
Obłokom deszcze przewozić,
Błyskawicom grzmieć i ginąć,
Mnie płynąć, płynąć i płynąć.Adam Mickiewicz – Nad Wodą Wielką i Czystą
Gwizd, świst, szarpnięcie i tak parszywa niedziela rusza na spotkanie czwartku.
Smutna twarz na przeciwko, smutniejsza od mojej, smutna twarz z powodu inspektora Gadżeta, chodzącego też prawdopodobnie na jakieś baterie. On trzymając nowoczesne trzy telefony uśmiecha się, ona nie patrzy, on wydaje dźwięki ze swojego głośnika, ona nie słucha, on wie, że jest OK, ona nie wie nic, nie chce wiedzieć.
Wskazówki zegara wolno, świat pędzi szybko. Domki, łąki, domki, łąki, domki, domy, wieżowce, stop. I tak obrazek życia zza okna powtarza się wielokrotnie. Stop. On wysiada, ona idzie pierwsza… nie ma ich. Ja zostaje, obok mój smutek, towarzyszy wiernie. Pytam się dlaczego nie wysiadł, on nie mówi nic, uśmiecha się i tuli mocno. Ja nie mam nastroju do tulenia.
I ponownie, gwizd, świst, szarpnięcie. Oni siedzą, patrzą na mnie, ona się dosiada. Czterech facetów, ona pewna siebie i to unoszące się nade mną, wyciągające ręce. Oni siedzą, oni piszą smsy, oni mają swój świat. Oni nie łączą swoich światów razem, oni nie łączą się z nią, ona ma też swój świat, swoje smsy, komunikuje się z ziomkami swojego, pewnego siebie, świata. Co jakiś czas patrzą z ciekawością na mnie. Ja nie jestem ciekawy.
Na szybach pojawiają się duchy, przezroczyste postaci, palą papierosy, śmieją się, coś mówią bezgłośnie. Duchy, odwieczni mieszkańcy pociągowych szyb, nigdy nie interesują się innymi od siebie.
Drzewa, pola, łąki, rzeczki, świst, zgrzyt i świat wyrównuje się ze wskazówkami zegarka, świst, zgrzyt i wychodzę na spotkanie czwartku, wychodzę na spotkanie… na kolorowe ulice, puste chodniki, grające swoje przerażające melodie. To idzie ze mną, to będzie szło przez te wszystkie dni, to będzie przyjacielem, towarzyszem, zimnym miejscem obok, to wsiądzie niedługo ponownie ze mną do wehikułu, nie wysiadając już na tym samym dworcu, na szczęście.