Czym byłoby komercyjne kino, gdyby nie filmy wyskakujące znikąd i zwiastuny kinowe produkcji zapowiadających się na niezłe łoli boli tanzen, co gorsza od razu nominowanych do złotych gołodupców (czyt. Oskarów) co już wyznacznikiem dobrego filmu nie są. Dodatkowo niektóre potencjalne talenty są szybko przechwytywane przez machinę rodem z Kalifornii i przetapiane na grube miliony. Choćby Klątwa czy znany wszystkim Krąg, których japońskie wersje trafiły na rynek żywicieli tasiemca dużo później od nowych, kolorowych i przede wszystkim amerykańskich. A teraz Tajwan i facet w łódce, a wszystko to w moim skromnym zadumaniu, kupę czasu po żenującej gali…