W dupach się poprzewracało, czyli dzień dobry…

Good mornin’, good mornin’!
It’s great to stay up late,
good mornin’, good mornin’ to you.

Judy Garland – Good Morning

Dzień dobry!
Dawno się nie pisaliśmy i nie czytaliśmy. Tak to już bywa, do jasnej cholery, w zabieganej rzeczywistości, zwanej potocznie życiem. Chciałbym abyście drodzy Czytacze przyjęli ten tekst jako powitanie z mojej strony, wyjaśnienie co się tu dzieje oraz odkurzenie starego dobrego panaStojeden, który tutaj pisze jako enigmatyczny P. (przyjęło mi się z Nocnego Nemezis). Czytaj więcej »

A ja podziękuję Tobie Steve…

za to, że teraz jestem już pewien, że nie mogłem zrobić więcej. Za to, że teraz wiem, że leczenie raka trzustki nie zależy od kasy, czy pozycji społecznej… Współczuję, że cholernie bolało, jak chyba niewiele innych rzeczy na świecie. Ty to czułeś, ja musiałem to widzieć.

Dziękuję.

O nieżyciu

Fajnie jest umierać parę razy dziennie. Nie dokonać żywota, ale ustawicznie zdychać. Odcięcie oddechu, znieruchomienie serca i ta nagła jasność w głowie. Wszystko jest czyste i klarowne jak zbielałe kostki w zaciśniętej pięści. Chwila absolutu nicości. Umieranie uodparnia na śmierć, jej dzikość i tragedię, i na wszytko to, co ze sobą niesie. Zostaje tylko próżnia i echo, dźwięki dzięki którym nie można spać, które każą ukrywać każdy ślad. Choćby zakopać, czy usunąć żyletką.

Witajcie w naszej bajce!

Witajcie w naszej bajce, słoń zagra na fujarce
Pinokio nam zaśpiewa, zatańczą wkoło drzewa
Tu wszystko jest możliwe, zwierzęta są szczęśliwe
A dzieci, wiem coś o tym, latają samolotem

Nikt tutaj nie zna głodu, nikt tu nie czuje chłodu
I nawet, ja nie kłamię, nikt się nie skarży mamie

Jan Brzechwa

Drodzy Czytacze!
Witajcie w naszej bajce, jaką jest ów Niecodziennik Niekulturalny, który oddajemy w Wasze ręce po wielu miesiącach planowania, rysowania, wymyślania i tworzenia strony, która z założenia ma być czytelna i poczytna.

Czytaj więcej »

Tytułem powitania….

Obudziła się we mnie stara ja…miewałam wrażenie, że konsumpcjonizm tę część mnie zeżarł do reszty…ze już jej nie odnajdę… Powoli przestawałam się lubić i poznawać…
I wstrząs:
-Masz gmail? Dawaj ! Dawaj fotkę i skrobnij o sobie… Zaczynamy…Jedziemy !!

Jestem więc stara JA.. wstrząśnięta, odkurzona…
Dzień dobry wszystkim :)

„Opowieść niekoniecznie wigilijna.” (cz.3)

(część druga tutaj)

IV.

Padał śnieg, gdyż zima ma to do siebie, że coś pada.

Wehikuł gnał do przodu, od jednego przystanku do drugiego. Warunki atmosferyczne nie robiły żadnego wrażenia na kierowcy, gdyż jak wiadomo był on ślepawy i jeździł na pamięć, swoją trasą, którą istniejący tylko na papierze pan naczelnik próbował wielokrotnie zmienić, co oczywiście nie zdawało egzaminu, gdyż kierowca uparcie jeździł swoimi, znanymi sobie drogami, zwolnienia i upomnienia nie wchodziły w grę, gdyż nie dość, że bohater to jeszcze związki wszelakie, a to homoseksualistów, a to kobiet w ciąży, a to jeszcze emerytów, kombatantów i cyklistów były za nim. Decyzję zmian wycofano, przysłano do „Sokole Oko Masacziusets” stosowne pismo, którego i tak nie przeczytał, a i posiał gdzieś w stercie innych pism od supermarketów, rekolekcji czy promocji dywanów. Pędzili zatem przed siebie, dobrze znaną trasą przez dwóch ludzi, kierowcy „Calineczki” oraz nieodłącznego wyposażenia jakim był kasownik, który i tak nigdy nie zwracał na to uwagi, gdyż tylko kasować umiał.

Czytaj więcej »

zapomnienie….

Wzięłam kilka minut, żeby zatrzeć ślady największej miłości życia…i nie pomaga..kilka minut to za mało, więc biorę kilka dni…z ogromną siłą i wiarą zacieram zapamiętale…
Po kilku dniach wciąż nie czuję zmian…więc chcę jednego: Niech moje słowa wracają do Ciebie, rozpadają się na litery, fruwają dookoła jak piękne motyle, którym zostało ledwie kilka dni życia…a może to muchy, o których pisałeś, które tak Cię irytowały?

Sennie…

Przypilnuj moich snów. Pilnuj by nie śniło mi się, że odchodzisz…
Obejmij mój sen i napełnij go swoim zapachem.
Nie chcę budzić się ze szlochem, zapuchniętymi oczami, bo śniłam, że Twoja ręka dotykała nie mnie a Twoje usta budziły nie moje pocałunki…
Pilnuj moich snów choćbyś był na drugim końcu świata ode mnie…
Swoją silną dłonią trzymaj mnie blisko siebie i nasącz moje sny Twoim ciepłem, siłą i czułością….Pilnuj moich snów….

List do P…

Drogi Muchomorku,
piszę do Ciebie ten list z poczucia wewnętrznej tęsknoty jaka się zrodziła po obejrzeniu w telewizji naszych przygód, przypomniały mi się stare dobre lata, zanim wyjechałeś. Fakt, nie odzywałem się do Ciebie długo, nawet musiałem dowiadywać się o Twój adres różnymi drogami, gdyż wyrzuciłem go z pamięci. Nie ukrywam złości, która mnie wypełnia, po tym jak mnie zostawiłeś samego w naszym domku i wyjechałeś za tą swoją sławą, której i tak nie udało Ci się zdobyć, jednak w duchu się cieszę, że jakiś grzybiarz nie zrobił z Ciebie zupy i nie poczęstował nią swojej rodziny. Z tego co wiem przykoksowałeś trochę i urosło Ci się gdzieniegdzie.

Czytaj więcej »

Pieprzenie (z mruczącą gwiazdką w tle).

Pomieszczenie przypominające lata dwudzieste ubiegłego wieku.
Mało kto pamięta lata dwudzieste ubiegłego wieku, więc proszę sobie wyobrazić jak wyglądałoby pomieszczenie ukryte w latach dwudziestych ubiegłego wieku.
Podłoga, na podłodze dywan, na dywanie stolik, na stoliku wino a obok dwie lampki, bo tak właśnie nazywa się kieliszki do napojów innych niż wódka. Dwie lampki, obydwie pełne.

„Zazuzi zi za zu zu”

On z pełną gracją nachyla swoje wąsate lico, by lepiej słyszeć to co ona ma do powiedzenia, gdyż Ona mili Państwo, dowyobraźcie sobie bardziej, że damą jest, a damy mówią cichutko i namiętnie, tak by słyszały same siebie.
Ona jest damą, mówi cichutko, On z gracją nachyla się nad nią, lewą ręką nakręcając korbę od gramofonu.

„Zizazi zu za zi zi”

Ona namiętna w mętnej naturze, oczy ogromne, wachlarz rzęs, usta czerwone, usta w kolorze krwi…
Swą białą dłonią sięga po lampkę, chcąc znacząco i w pełni swej namiętności zamoczyć swoje mięsiste i namiętne usta, wymawiające namiętne słowa w kierunku, w którym jest On w swojej gracji nachylony cały czas i kręcący korbą…

„Zuziza za zi zu za”

Nakręciwszy korbą, puszcza muzykę, robi to tak by słyszeć jej słowa, nie zmienia pozycji, gdyż nie chce jeszcze upajać jej gestem nonszalancji, prawą dłonią sięga po lampkę także, a lewą opiera na swoim biodrze. Pozycja jego samcza aż nadto podkreślona wąsem.
Muzyka trzeszczy, muzyka się kręci, coraz głośniej składając się w sensowną całość, głos diwy jest bardziej namiętny od właścicielki czerwonych ust, a przy tym donośny i wyraźny, mruczący czasami.

„Zubidu zuzi za ze zu”

Ona namiętna jest coraz głośniej, On już nie musi się nad nią nachylać, nie martwi się o swoje plecy, martwi się bardziej o dobry nastrój, więc wypija całą zawartość lampki, patrząc się na nią uwodzącym wzrokiem. Ona za to nie patrzy, symbolicznie macza swoje czerwono-krwiste usta w czerwonym winie, którego butelka zacnie zdobi drewniany stolik. Mówi coraz głośniej, gracja zamknęła się już dawno.

„Sabada zi zu za, zi zu za za zi zu”

Rozpoczęło się pospolite pieprzenie, przy dźwiękach diwy, która przeszkadza już tylko, Ona pieprzy głośno, on udaje, że podziwia jej pieprzenie… Pieprzenie, pieprzenie, namiętne pieprzenie, pieprzenie przy winie, pieprzenie przy lampce, pieprzenie na stole, pieprzenie na dywanie, pieprzenie w latach dwudziestych, pieprzenie w ubiegłym wieku.

„Zazuzi zi za zu zu”

Komplement

– Kocham Cię…

– Dziękuję za komplement.

Czy można sobie wyobrazić większą drzazgę wbitą w mięsień pompujący li tylko krew? Pewnie można, ale nie wtedy, nie tam i nie w tym sercu. Z czasem nieobecnością obrosła materia obca, a i tak szczękościsk rodzi, i ból – o nim słów już nie ma.