Słowa…

Ściągam buty…zdejmuję pończochy…chodzę boso, po słowach, delikatnie, bezszelestnie…Chodzę czując ich aksamitną lekkość i czułość… spokojnie stąpam lecz zaczynają uwierać, kaleczą mi stopy więc tupię, próbując je rozłamać żeby wejść im do środka tak jak one wchodzą do mnie, bez pukania, bez mojego proszę, nie jak wzorowy gość. W miłych słowach rozwieszam siebie… a tam Twój oddech rzeźbi moje pragnienia.. Twoje słowa dotykają mnie od środka wywołując dreszcz… Muskaj mnie całymi zdaniami, pieść przecinkami, rozpalaj kropkami… Potrzebuje każdego wersu.. pragnę każdej choćby najmniejszej literki…Zamykam oczy..i widzę korowody zdań wypowiedzianych… dołączam do nich wspomnienie westchnienia.. kolor uśmiechu i drwiący myślnik…
Nawet lekko zazdrosny znak zapytania mówi mi- kim dla mnie jesteś ..przypominając dotyk Twojej nagiej skóry..
A wykrzyknik… wykrzyknik przypomina jak mówimy do siebie.. bez słów…

Sennie…

Przypilnuj moich snów. Pilnuj by nie śniło mi się, że odchodzisz…
Obejmij mój sen i napełnij go swoim zapachem.
Nie chcę budzić się ze szlochem, zapuchniętymi oczami, bo śniłam, że Twoja ręka dotykała nie mnie a Twoje usta budziły nie moje pocałunki…
Pilnuj moich snów choćbyś był na drugim końcu świata ode mnie…
Swoją silną dłonią trzymaj mnie blisko siebie i nasącz moje sny Twoim ciepłem, siłą i czułością….Pilnuj moich snów….

Occisor

Mówisz mi, że jesteś mordercą. Żądnym krwi wszystkich mężczyzn na świecie, mówisz, że każdy z nich powinien błagać, skamleć o litość, której nie uświadczą od Ciebie nigdy.
Mówisz mi, że zabić możesz każdego, z zimną krwią i chęcią niszczenia. Szepczesz, że cię to podnieca, otaczając ustami kolejną poziomkę.
Mówisz szeptem, że tylko krzywdzimy, myślimy zawsze nie tym co potrzeba i o tym co nigdy nie będzie zrozumiałe.
Mówisz mi, że słodycz wycieka z naiwności waszej, wierząc, że to się jeszcze zmieni.
Mówisz, uciekasz w swoją chęć niszczenia, poobijana złymi wspomnieniami.
Jesteś mordercą. Żądnym krwi wszystkich mężczyzn na świecie, z uśmiechem zimnym.

Odwracasz się.
I sama wiesz najlepiej, że i tak: zapomnisz, pokochasz, oślepniesz, zatracisz i kiedyś znowu będziesz chciała zabić.

Reaktywacja?

Chciałbym napisać, że kroplą w morzu jestem, a może ziarnkiem piasku na plaży, człowiekiem może wśród ludzi co nogi na ziemi, a ręce na twarzy, mają.

Chciałbym napisać, żem podobny do innych, co szczęście, nieszczęście na barkach swych niosą, chciałbym napisać że jestem podobny, taki sam co słowa wypowiada, pisze i cytuje…

Lecz nie czuje, nie wierze…
…nie ufam?

Chciałbym zadedykować, lecz dedykacja schowana w cieniu, szczerzy swe zęby na kolejnym zdjęciu robionym komórką w kiblu.

Zapomnij. Wróciłem.

Oni….

W tym tańcu  była prawda, gdy nie skrępowanymi ruchami, jak intymnym szeptem zapraszali się wzajemnie do miłosnej wibracji …Od początku, od zawsze… zawsze…

Gra świateł w jej oczach….błysk w Jego oczach… nieprzyzwoicie rozszerzone źrenice…

Silne ramiona i stopniowo topniejąca w nich Ona…

To pasja , to obietnica zatracenia…to chęć brania i oddania się- esencja zmysłowości…

Dawali się miękko przenikać przez ruch, tej ciepłej fali pragnienia.. i Ona zawsze uciekała w atramentową noc… nie ufając, że to może być prawda…

Motyl…

Tak chciałabym -jak motyl.. odurzyć Cię zapachem kwiatów, na których siedziałam, omamić Cię bogactwem kolorów na moich skrzydłach, muskać Cię delikatnie wątłymi skrzydłami do utraty tchu. Abyś był przy mnie, zapomniał o wszystkim innym… Abyś trzymał mnie w dłoniach tak, jak tylko Ty potrafisz, żeby nasze oczy poszły spać i został tylko dotyk, muśnięcie warg i słodki smak zapomnienia… Cieszyć sie ulotnością, chwilą i bezdechem…

Obsypać garściami pocałunków powolnych, spokojnych, lekko uśmiechnietych. Muskać płatkami w kolorze skóry, drażniąc Twoje ciało sama doznawać przy tym rozkoszy. Pieścić wyznań muzyką, poić miłości nektarem. A kiedy byłabym juz syta Tobą obsypałabym Cię uwielbieniem…. i przykryła kochaniem…

Czy pozostawiam na Tobie choć pyłek, który usypuje się z moich skrzydeł, kiedy jesteś przy mnie?

Wyciiiisz…

Wycisz mnie…czułym szeptem przeznaczonym tylko dla mnie…

Wycisz mnie oddechem gorącym na nadwrażliwym dla Ciebie ciele…

Miękkim spojrzeniem…pochłaniającym moja niecierpliwość….

Muśnięciem ust zwiedzających moje ciało…

Wycisz mnie chłonąc…każdy mój dźwięk, każdy ruch…

Zabierz, zetrzyj ze mnie drżenie… zatrzymaj je…

Utul… uspokój pragnienie…

Przygarnij w siebie-sobą…. całą…

Wycisz mnie…

Ciiiii….

Nie musisz nic mówić.. Twoje dłonie mówią wszystko… malują obrazy w mojej głowie…

Z zamkniętymi oczami widzę wszystkie barwy i odcienie pod muśnięciem Twoich ciepłych czułych palców… oddycham głęboko…

Ciiiii zamknę Ci usta.. i opowiem pocałunkiem, pieszczotą o czym myślę… dialog języków i ust… tylko pozwól na leniwą rozmowę.. leniwe niemówienie, wymowne spojrzenie.. pozwól by moje wnętrze roztopiło się.. na chwilę…pulsując od wilgoci Twoich ust…siły Twoich ramion…

I w milczeniu , oddechu, biciu serca, cieple wtulonych ciał zawarte będzie wszystko.. czasem wystarczy taka rozmowa…

Wisienka…

A jednak latam…. za szybko?
Smakuję za późno?

Odnaleziony- niegdyś zgubiony… wisienka na dnie mojej duszy… soczysta, pachnąca.. jej smak, zapach , dotyk zostawia we mnie…skrawki rozkoszy….Jak zapomnieć, jak smakują te cholerne wisienki…?
Zajeść je, zgubić ich cudowny smak… zajeść innymi smakami, zgubić ich wyjątkowość…. ich rozkosz……skradły mi inne smaki… miłe, zwyczajne…

Ale… ja nie chce innych smaków…. już wiem, ze kocham te… wisienki….

Zawsze je kochałam…

Tobą, czy Nim…

Nie podpisuję dni… już ich nie podpisuję…
Zamykam oczy.. uśmiecham się i pozwalam wciskać mi w dłonie małe chmurki…
Małe obłoczki do uszu… lekkim powiewem czasem się dostają… czasem je wpuszczam na małą chwilkę… zawirują, zakołyszą we mnie.. a jednak nie zostają.. jeszcze nie potrafię poddać się niebu…
Zamykam oczy… oddycham…niech się dzieje…ale nie ufam, że może być błękitnie- nie ufam…
Wolę nie podpisywać dni…. jeszcze nie potrafię…

Noc…

Chciałbym w nocy czuć na plecach dotyk tak, jak czuję własne włosy…  rozplecione…
Koić pocałunkiem zdyszany oddech… I choćby w słodkiej ciszy… liczyć gwiazdy przed zaśnięciem….
By dłoń błądziła po mnie…chcę być  rano poznawana przed wstaniem słońca i ciepłym łagodnym uśmiechem witać każdy świt.. miękkim oddechem witać słońce i gasić księżyc…
Zakładać spódnicę w grochy… i iść w dzień wiedząc… że po powrocie poczuję ciepły oddech na karku.. i czuć go przy sobie przez cały dzień..
Wiedzieć, że po powrocie zaśpiewamy kołysankę wszechpotężnym duetem oddechów -jeszcze nie czas na sen… jeszcze nie, oczarowani lekkością przenikania…wciąż w podróży sekretnych miejsc o smaku oczekiwania… znowu policzyć w zachwycie gwiazdy.. obrazić noc -bezsennością…

Zatopiona…

Zanurzam włosy w lepkim kisielu, nasączam je, topię w nim…włosy… siebie…
Potem biorę w dłonie ocieram, z góry na dół próbuje wycisnąć z nich każdą kroplę..
Palce ślizgają się po nich…stają się równie lepkie i słodkie… wkładam je do ust… smakuję… zlizuję…z zamkniętymi oczami.. chcę dostrzec te barwę… barwę kisielu z włosów… poczuć jego dotyk…
Oklejam twarz włosami… czuję ten smak…
Zamknięte oczy…i cała jestem lepka, otulona ciepłym smakiem i zapachem… kolorem kisielu… i prawie jest mi dobrze… i prawie czuję… i wciąż pragnę… i wciąż drżę…
I chcę tonąć wciąż…