Erectus?

Tak długo i tak wolny trzymam głowę podniesioną i nic nie jest takim jak ja. Lot hen, daleko, w piotrusiową Nibylandię niepotrzebny jak w nosie smark. Tylko mija czas. Krople smutku spadają wciąż. Z chłopięcą wiarą do przodu biegnę, lecę już. Niebieskie oczy szare  stają się. Stoję i wszystko takie same jest.

Fatal Error…

Kiedy nie mogę spać, a jedzenie nie sprawia mi radości, ani zakupy, ani miły uśmiech, a dobre słowo spływa po mnie jak masło po rozgrzanej patelni…
Kiedy nie jestem ani na tak, ani na nie…
Kiedy słowo kochać przestaje mieć znaczenie, bo okazuje się być zbyt irracjonalne i niezrozumiałe a wspomnienia kłują…
Kiedy nie mam ochoty na pasje i spacer nic nie daje…
Kiedy szczerość okazuje się złem ponad wszystko i powodem do zadania ciosu…
Kiedy juz nie wiem ani po co ani dlaczego ani co dalej…..
.. siadam przed komputerem …w domowych dresach…bombardowanie klawiatury trwa długo….myśli zamieniają się w inteligentne linijki, by na końcu wyświetlił się komunikat
FATAL ERROR….

BTW. „Czasy… „

Pijany pokój.. pijane łóżko.. pijane myśli..
Znowu nie usnę, bo pojawiła mi się piosenka w głowie…
pijanej…

wiec wstaje pijana szczęściem, które jest takim pijanym szczęściem…
nie w porę?
W pijaną porę…

Poezja pijana..
Nietrzeźwe emocje…
I pijane wspomnienie uśmiechu- ciepłego…

włącz piosenkę, która wypełniła moja pijana głowę przed snem… proszę…

A pan o godzinę pyta?

Godziny zataczają się…ciężko.. jedna po drugiej

Wskazówki? Wskazówki więdną…

Osobowość? Jutro będzie leczyć kaca… moralnego?

Wariatka…

Wariatek się nie kocha – dla nich traci się chwilowo głowę, ponieważ im potrzeba człowieka z nieuleczalną chorobą duszy. Z dokładnie tak samo chorą duszą, jak ich własne. Kogoś, kogo nie będzie odurzał tlen którym oddycha…Ktoś, kto się tym tlenem zachłyśnie i odetchnie głęboko do obłędu…

Czasy…

Kiedy ucieka się do wskazówek, można by rzec, że ucieka się do niczego, niczym starzec do niebieskiej pigułki, myśląc, że sztywność doda mu atrakcyjności.

Listy, gratulacje, myśli, owacje i inne dziwne gierki, które spłycają osobowość… JA? TY? Która godzina?

Nie umiem nie mysleć

Nie umiem nie mysleć, ona same poruszają się w mojej głowie jak tanie dziwki po wielkim mieście. Purpurowy neon przyprawia o ból i schizofreniczny smiech toczącej się puszki jest kroplą do kielicha.

Jak dużo jeszcze musi do niego wpaść?

tell me what’s happened to me

Nie mam zbyt wiele czasu by go tracić.

Bywam pijącym kawę  starym człowiekiem. Tak, bywam też obleśnym okrągłym podglądaczem skradającym sie każdej pełni pod okno każdej piękności jaką znam.

I pozwól mi powiedzieć niezbyt wiele, nim powiesz: dość. Czasami patrze w czyste niebo może tymczasowo odkryte. I idę tuląc do siebie to, co mam. Tylko nie mów mi, że nie mam nic, że ramiona puste mam…

Krwawię

Krwawię, krwawię, po trzykroć krwawię. Bezsensownie – nie umieram jak trzeba. Nędzne ciało i tak zostanie przecząc mnie. Przespaceruję się raz czy drugi, ale nic to nie zmieni – wciąż opadam niżej i niżej. Tak, wiem – już niżej nie można. Ale czy wiesz, że tu nie chodzi o mnie? Zresztą co za różnica? Każda kolejna sekunda wlecze się  bezsensownie, jakże mogłaby biec inaczej? Mam dość, ale któż dba o moje zdanie? Bicie pięścią w ziemię też nic nie da… Tak, boję się… Ale nigdy o siebie. Mniejsza z tym, mniejsza ze mną.

„Nie ma nadziei”, „nie ma przeznaczenia”

Oddycham ciężko. W każdy następny oddech wkładam coraz więcej siły, ale biorę coraz mniej powietrza. Wyglądam czegoś dziwnego w moim życiu, co i tak się nie wydarzy. Owinięty dymem codzienności mrużę oczy i pozwalam płynąć łzom. Głosy w głowie z zwykłym dysonansem toczą wojnę o ostatni skrawek człowieczeństwa. „Nie ma nadziei”, „nie ma przeznaczenia” – co w zamian? Czy jest cokolwiek innego? Zasypiam tylko, gdy tulę się do przeszłości. Przyszłość mrozi krew. zapadam sie w sobie by zasnąć…

Kara wymierzona myślami.

Koniec jest bliski, więc zaczynamy.

Dziś rano, obudził mnie Bóg, nie obdarzył mnie głosem, nie obdarzył mnie tonacją, która porwała by ludzi chcących słuchać, nucić, zawsze pamiętać i wspominać w namiętnych chwilach i uniesieniach. Nie obdarzył…
Wskazówki do przodu, nogi do przodu, przystań, szum morza, splecione palce, łóżko marzeń lekko pofałdowane, nie da się tego naprawić….

Kładziesz się na mnie i zlewasz z sufitem, zamykam oczy, duszę łzy, tulę do siebie powietrze…

Początek.

Zacznijmy od początku, jeżeli państwo chcą… Proszę nie brzdękać! Widzę podwójnie, tyle serce się weseli, że jest was tak dużo.

Trzęsące się ręce?

A komu to przeszkadza? Po prostu nie będę nalewał po brzegi. Wszyscy wypominacie, a ja spokojnie, bez nerwów, TRZĘSĄCĄ SIĘ RĘKĄ, wezmę was za szyję i nie nie nie, nie będę dusił, będę przechylał, trząsł i rzucał o ścianę, przechylał i rzucał, trząsł i rzucał, będę bezwzględny…

Nie patrzcie się tak na mnie!!

Ależ proszę państwa, zaczynamy od początku. Dziś należę do was, dziś wy należycie do mnie, do póki pełni jesteście.

Zaczynamy od początku, gdy podwójnie, gdy szaro, gdy brzdęk szklanek i butelek przypomina mowę ludzką, zaczynamy od początku… i tak nie będziemy pamiętać tego zdarzenia.