Art in Practice – w Browarze o sztuce

Dzisiaj byłam na pierwszym warsztatach z serii Art in Practice w Starym Browarze, organizowanym przez Art Station Foundation. Chwytliwa nazwa, szczególnie dla mnie, gdyż razem z moim teatrem tańca jesteśmy na drodze do założenia własnej fundacji. Trzymajcie kciuki!

Tak jak temat mnie od jakiegoś czasu interesował, to cena za warsztaty niestety nie. Dla osoby oszczędnej 25 złotych może się spokojnie przełożyć na dwa porządne obiady w godzinach czasu pracy. Więc jak tylko pojawiła się informacja o konkursie, w którym można było wygrać wejściówkę  – bez zastanowienia wzięłam udział, nie wierząc za bardzo w wygraną. Los się jednak uśmiechnął.

Czytaj więcej »

Dupa-pięty i inne warsztatowe frazesy

Dobry tancerz powinien mieć swojego mistrza, za którego radą, słowem i (najczęściej) ruchem podąża. Ale jednocześnie tancerz, który zamyka się na jedną tylko osobę staje się monotonny i się nie rozwija. Nie ma szansy stać się profesjonalnym i wszechstronnym artystą. Dlatego przydają się wszelkiego rodzaju warsztaty.

Leszek Bzdyl. To nazwisko wielu osobom coś mówi. Kojarzone ze spektaklami, warsztatami jak i  niebanalnymi frazesami.

Czytaj więcej »

Kołysanki na wieczny sen – Lena Piękniewska i Soundcheck

Kołysanki na wieczny sen – Lena Piękniewska i Soundcheck

Dni Judaizmu w kalendarzu kulturalnym są niewątpliwą okazją, by spotkać się na żywo z tym wszystkim co kręciło nas w Skrzypku na dachu, a nawet wyjść ponad to i poczuć, zrozumieć więcej. W ramach właśnie tych dni, na początku roku, Lena Piękniewska, zespół Soundcheck i Scena na Piętrze w Poznaniu przygotowały występ, który od samego początku, pierwszych nut, wywołał refleksyjną ciszę.

Czytaj więcej »

Maciej Fortuna Trio

Maciej Fortuna Trio

Jazz, muzyka niekiedy łagodna i przyjemna, niekiedy także bardzo dynamiczna, nieprzewidywalna, spontaniczna. Jedno jest zawsze pewne, że nie ważne jaki improwizowany trzask będzie się wydobywał z instrumentów, to jest to muzyka bardzo melodyjna.
W czasach kiedy eksperymenty muzyczne pojawiają się na każdym kroku i zaskakują, brakuje chwili oderwania, normalności, a tym bardziej koszerności w gatunku, o czym już wspominałem nasycony lekko Niechęcią. Zakrywając się totalną ignorancją rzeknę jest tego więcej i dodam, że jest więcej i na dodatek polskiego. Maciej Fortuna, niebywały talent polskiej sceny jazzowej, poprawny wirtuoz, którego trio bawi się lekko, bardzo lekko dźwiękiem.

Czytaj więcej »

Tralfamadoria – pająk czy myśl zbłąkana?

Nie oglądałam ostatnio wielu spektakli. Prawdę mówiąc nadal twierdzę, że sztuka Terpsychory w Polsce nadal raczkuje, a od raczkowania do tańczenia droga długa… Więc gdy koleżanka namówiła mnie na spektakl Izabeli Chlewińskiej „Tralfamadoria” podczas Polskiej Platformy Tańca, podeszłam do tego z ciekawością i pewnym zmieszaniem. W Polsce mało powstaje dobrych rzeczy, a po niesmaku z poprzedniego dnia i performancem wystawiany przez moją grupę KOINSPIRACJA kilka godzin później nie chciałam zmarnować swojego czasu.

Czytaj więcej »

Kolega Mela Gibsona – na pohybel artystom – aktorom…

Kolega Mela Gibsona – na pohybel artystom – aktorom…

Za telewizyjnym Tomaszem Jachimkiem jakoś nigdy nie przepadałem. Mój odbiór improwizacji zawsze był jakiś zaburzony i zaszumiony, nawet pomijając już programy o zabarwieniu politycznym, a przechodząc do stand upów nigdy jakiś porwany nie byłem. Już nawet radość ludzi siedzących w krzesełkach, wpatrzonych w kabareciarza nie zarażał, a nawet zaczął lekko drażnić.

Miłością do nowych kabaretów nie pałam, a serce złamane zostało Bajkami dla potłuczonych i Mumio i już tam zostało.

Dlatego, tym bardziej, kiedy usłyszałem o sztuce napisanej przez oto w/w pana, chciałem ją zobaczyć, poznać, posmakować, z wiarą, że Tomasza Jachimka polubić raczę…

Czytaj więcej »

Już nie lubię teatru

Już nie lubię teatru

Usłyszałam te słowa w antrakcie najnowszego spektaklu Mai Kleczewskiej, wystawianego na deskach warszawskiego Teatru Narodowego. Uderzyło mnie również to, że w tamtym momencie zgadzałam się z nimi w stu procentach.

Zacznę jednak od początku: w rodzinnym domu teatr był zawsze, mniej lub bardziej obecny, podobnie jak film i szeroko pojęta kultura. I chyba nie skłamię, że jedyny podział stosowany wobec tych, jakże ważnych, działów życia cywilizowanego człowieka, opierał się na naszych prywatnych gustach. Nie istniał, a przynajmniej nie w mojej dziecięcej świadomości, ani mainstream ani to, co z jakiegoś powodu znajduje się poza nim. Czytałam więc (niemal równolegle), sagę Małgorzaty Musierowicz i Z szynką raz! Bukowskiego. Wciągał mnie Inny świat Herlinga-Grudzińskiego i rzeczywistość stworzona przez Sapkowskiego. Podobnie sprawa miała się z filmami i teatrem – chłonęłam, uczyłam się, próbowałam rozumieć. Aż do teraz.

Czytaj więcej »

Świr pojechany

Niby nie powinnam pisać, czy recenzja jakiegoś spektaklu odzwierciedlała w pełni odczucia publiczności, gdyż sama brałam w nim udział. A co za tym idzie, zawsze będę podświadomie bronić takiego spektaklu, żeby jak najdłużej został na afiszach oraz pojawił się na deskach w kolejnym sezonie.

Tak więc opera „Dzień świra” w reż. Igora Gorzkowskiego na podstawie libretta Filipa Hadriana Tabęckiego wystawiany w Teatrze Wielkim Operze Poznańskiej.

Opera jak to opera – mnóstwo śpiewu, nie zawsze rozumiane słowa i zazwyczaj klasyczne nadmuchanie i wielki poklask. Nie tym razem. Spektakl został przez Wyborczą zmieszany z błotem. Dosłownie i w przenośni.

http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36000,11059218,_Dzien_swira__w_operze__Grafomania_i_efekciarstwo.html

http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36037,11059196,Ku____ja_pier_____Czyli_prowincjonalny_kicz_w_operze.html

Ale jak można napisać recenzję spektaklu na podstawie próby generalnej? I to w dodatku po generalne, na której wszystko się posypało. Soliści zapominali tekstów, były przerwy pomiędzy sekwencjami, a ruchy jeszcze nie wyćwiczone. Tego dnia nie wyszło nic…

Dlatego też Dyrektor Opery zażądał przeprosin. I je otrzymał.

Rzeczypospolita nie była tak drastycznie na Nie, a nawet odniosłam po przeczytaniu recenzjo dosyć optymistyczne wrażenie z całości.

http://www.rp.pl/artykul/467802,800312-Prapremiera-Dnia-swira-w-Teatrze-Wielkim-w-Poznaniu.html

Choć moja opinia i tak będzie inna. Bo zupełnie inaczej stoi się po tej drugiej stronie. Na deskach, gdzie czuje się energię z widowni, a głos wibruje od podniecenia, każda chwila jest jak zupełnie z innej bajki. Szczególnie przy takim przedsięwzięciu, w którym na samej scenie występuje około 60 osób, a związki zawodowe komplikują tylko ilość i jakość prób. Gdy choreograf ruchu scenicznego jest na skraju załamania, a reżyserowi opadają ręce, bo „niedługo premiera, a znowu coś nie wychodzi”.

Gdy po ostatnim ukłonie padły brawa, a na foyer ludzie podeszli, uścisnęli mi ręce mówiąc po prostu: „dziękuję” – to mi w zupełności wystarczyło. Bez dodatkowego poklasku na pierwszej lub drugiej stronie Rz lub Wyborczej.

 

Opowieści pięknych dusz….

Zwykle poruszają mnie słowa, które są westchnieniami duszy…zatrzymują i uspokajają wprowadzając chwilę spokoju w rozwichrzony świat codzienności. Zabierają w miejsca, gdzie wszystko jest wypowiedziane, opisane… Czuję się znormalizowana, zjednoczona z uczuciami, które wcale nie musza być wyłącznie dobre…ale muszą być uwrażliwione.

Poruszają mnie również niezwykle dźwięki dając ujście złym emocjom lub otulając swoją niezwykłością, wnikają tworząc swój własny świat we mnie…
Często mówię : lubię, kiedy muzyka zamyka mi oczy…bo kiedy zamyka mi oczy- wypełnia mi duszę…Maluje obrazy wewnątrz mnie, dziwne światy, piękne wzruszenia…

Czasem jednak nie słyszę słów bądź nie chcę ich słyszeć, nie czytam poruszających mnie tekstów, bo brak mi na to siły…Nie słyszę dźwięków muzyki i nijak we mnie nie wnika ten cudny świat…i wtedy…w kompletnej ciszy zanurzam się w świat fantazji, uniesień, ciekawych historii poprzez wzrok…
Coś wypełniać musi duszę…

Fotograf nieistniejących światów… Rodney Smith

Kołobrzeski malarz nastrojów… Włodzimierz Kukliński