Wpisy autorstwa: Groszeq

Paulina Grochowska to współczesna, kobieca wersja Dr Jekyll'a i Mr Hyde'a. Za dnia specjalista ds. marketingu i PRu, po prawie - wieczorami zamienia się w "sceniczną bestię". Jest poznańską artystką: tancerką, choreografem, performerem i aktorką. Związana rodzinnie z Teatrem Tańca KOINSPIRACJA oraz Teatrem Strefa Ciszy. Wkurza się, gdy pytają ją o dowód w Żabce, choć grywa osiemnastolatki. W skrócie: chodzi w różowych okularach i nadal wierzy, że może zbawić świat.

TAZM – Milczenie światła i wybrzmienie ciszy

Podczas mojego weekendowego odchamiania się postanowiłam nadrobić zaległości spektaklowe. Takim sposobem trafiłam na spektakl „Tazm – milczenie światła” Teatru Rosa w reżyserii Grzegorza Ziółkowskiego .

Do dziś nie potrafię powiedzieć na podstawie jakiej powieści, czyich wspomnień był spektakl. Imiona, nazwiska, daty jako pierwsze ulatują z mojego umysłu niczym podgrzany do temperatury wrzenia alkohol.

Ale wspomnienie oczu bohaterów pozostało…

Czytaj więcej »

Browarowo „Insight”

Zajmując się tańcem od pewnego niedawna, zastanawiałam się zawsze, czy mogę nazwać się specjalistą w tym zakresie. Nie lubię tego słowa. Szczególnie, że żadnej edukacji tanecznej nie ukończyłam (bo kursu instruktorskiego edukacją nie śmiem nazwać).

Oglądając wiele spektakli jak i samej biorą w nich udział mam jednak coś do powiedzenia.

Czytaj więcej »

Art in Practice – w Browarze o sztuce

Dzisiaj byłam na pierwszym warsztatach z serii Art in Practice w Starym Browarze, organizowanym przez Art Station Foundation. Chwytliwa nazwa, szczególnie dla mnie, gdyż razem z moim teatrem tańca jesteśmy na drodze do założenia własnej fundacji. Trzymajcie kciuki!

Tak jak temat mnie od jakiegoś czasu interesował, to cena za warsztaty niestety nie. Dla osoby oszczędnej 25 złotych może się spokojnie przełożyć na dwa porządne obiady w godzinach czasu pracy. Więc jak tylko pojawiła się informacja o konkursie, w którym można było wygrać wejściówkę  – bez zastanowienia wzięłam udział, nie wierząc za bardzo w wygraną. Los się jednak uśmiechnął.

Czytaj więcej »

Dupa-pięty i inne warsztatowe frazesy

Dobry tancerz powinien mieć swojego mistrza, za którego radą, słowem i (najczęściej) ruchem podąża. Ale jednocześnie tancerz, który zamyka się na jedną tylko osobę staje się monotonny i się nie rozwija. Nie ma szansy stać się profesjonalnym i wszechstronnym artystą. Dlatego przydają się wszelkiego rodzaju warsztaty.

Leszek Bzdyl. To nazwisko wielu osobom coś mówi. Kojarzone ze spektaklami, warsztatami jak i  niebanalnymi frazesami.

Czytaj więcej »

Święta – powrót do tradycji czy tradycyjne zmiany

Święta, Święta i po Świętach. Wszyscy zjeżdżają się do rodzin, robią generalne porządki, gotują tradycyjne świąteczne potrawy: barszcz z uszkami, karp, kluski z makiem. Nie może zabraknąć pachnącego piernika przekładanego konfiturą. W Wigilię cały dzień przygotowujemy się do jednej kolacji, a potem do wspólnego kolędowania, rozpakowywania prezentów i spędzania razem czasu.

Czy aby na pewno?

Czytaj więcej »

Tralfamadoria – pająk czy myśl zbłąkana?

Nie oglądałam ostatnio wielu spektakli. Prawdę mówiąc nadal twierdzę, że sztuka Terpsychory w Polsce nadal raczkuje, a od raczkowania do tańczenia droga długa… Więc gdy koleżanka namówiła mnie na spektakl Izabeli Chlewińskiej „Tralfamadoria” podczas Polskiej Platformy Tańca, podeszłam do tego z ciekawością i pewnym zmieszaniem. W Polsce mało powstaje dobrych rzeczy, a po niesmaku z poprzedniego dnia i performancem wystawiany przez moją grupę KOINSPIRACJA kilka godzin później nie chciałam zmarnować swojego czasu.

Czytaj więcej »

Korytarz artystyczny vol. II – 12.12.12

Jak ciężko jest w obecnych czasach – czasach kulturalnego zastoju i wszędobylskiego kryzysu – utworzyć festiwal? Niektórzy wiedzą. A tym bardziej festiwal studencki, gdzie „biedny student” po zajęciach najbardziej ma ochotę wyjść ze znajomymi na miasto i zapomnieć o wszystkich problemach związanych z kolokwiami, egzaminami i innymi przykrościami.

Czytaj więcej »

warsztaty czy coaching – oto jest pytanie

Odkąd pojawiły się takie programy jak „Taniec z Gwiazdami”, „You Can Dance” a ostatnio również „Tylko taniec” – taniec stał się niezwykle popularną formą spędzania czasu wolnego. Pojawiły się nowe style, grupy zaczynają się już od 5-latków, taniec zaczął pojawiać się w szkołach jako zajęcie dodatkowe, nie mówiąc już o niezliczonej ilości szkół tańca, które otwierano hurtowo w każdej większej aglomeracji.I nie ma w tym nic złego – a nawet mnie się to podoba. Większa konkurencja – wyższy poziom nauki tańca – mogę więcej, lepiej i za mniej tańczyć. Oczywiście koniunktura zrobiła potem swoje, ale to inna bajka.

Czytaj więcej »

casting

Miało to wyglądać zupełnie inaczej. Powinna być krótka rozgrzewka – wspólna, lekcja klasyki, ewentualnie tańca współczesnego lub jazzu, a na końcu dopiero nauka choreografii. Tak przynajmniej robią profesjonalne teatry za granicą. Proszą na koniec każdego, żeby został i pokazał własną choreografię – takie jedno- dwuminutowe solo, w którym można się wykazać swoją kreatywnością. Dopiero po tym wszystkim, jak człowiek jest już doszczędnie zmęczony, ale jednocześnie zadowolony, bo mógł się pokazać z każdej strony i jak coś nie wyszło w pierwszej części, to dostał kolejną szansę w drugiej lub trzeciej.

Czytaj więcej »

Świr pojechany

Niby nie powinnam pisać, czy recenzja jakiegoś spektaklu odzwierciedlała w pełni odczucia publiczności, gdyż sama brałam w nim udział. A co za tym idzie, zawsze będę podświadomie bronić takiego spektaklu, żeby jak najdłużej został na afiszach oraz pojawił się na deskach w kolejnym sezonie.

Tak więc opera „Dzień świra” w reż. Igora Gorzkowskiego na podstawie libretta Filipa Hadriana Tabęckiego wystawiany w Teatrze Wielkim Operze Poznańskiej.

Opera jak to opera – mnóstwo śpiewu, nie zawsze rozumiane słowa i zazwyczaj klasyczne nadmuchanie i wielki poklask. Nie tym razem. Spektakl został przez Wyborczą zmieszany z błotem. Dosłownie i w przenośni.

http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36000,11059218,_Dzien_swira__w_operze__Grafomania_i_efekciarstwo.html

http://poznan.gazeta.pl/poznan/1,36037,11059196,Ku____ja_pier_____Czyli_prowincjonalny_kicz_w_operze.html

Ale jak można napisać recenzję spektaklu na podstawie próby generalnej? I to w dodatku po generalne, na której wszystko się posypało. Soliści zapominali tekstów, były przerwy pomiędzy sekwencjami, a ruchy jeszcze nie wyćwiczone. Tego dnia nie wyszło nic…

Dlatego też Dyrektor Opery zażądał przeprosin. I je otrzymał.

Rzeczypospolita nie była tak drastycznie na Nie, a nawet odniosłam po przeczytaniu recenzjo dosyć optymistyczne wrażenie z całości.

http://www.rp.pl/artykul/467802,800312-Prapremiera-Dnia-swira-w-Teatrze-Wielkim-w-Poznaniu.html

Choć moja opinia i tak będzie inna. Bo zupełnie inaczej stoi się po tej drugiej stronie. Na deskach, gdzie czuje się energię z widowni, a głos wibruje od podniecenia, każda chwila jest jak zupełnie z innej bajki. Szczególnie przy takim przedsięwzięciu, w którym na samej scenie występuje około 60 osób, a związki zawodowe komplikują tylko ilość i jakość prób. Gdy choreograf ruchu scenicznego jest na skraju załamania, a reżyserowi opadają ręce, bo „niedługo premiera, a znowu coś nie wychodzi”.

Gdy po ostatnim ukłonie padły brawa, a na foyer ludzie podeszli, uścisnęli mi ręce mówiąc po prostu: „dziękuję” – to mi w zupełności wystarczyło. Bez dodatkowego poklasku na pierwszej lub drugiej stronie Rz lub Wyborczej.

 

znaleźć w sobie świra

Czasem nie wystarczy dobrze wykonać ćwiczenie. Każdy choreograf może chcieć czegoś więcej…

Każdy (jak nie, to każdy powinien obejrzeć) oglądał Czarnego Łabędzia w reż. D.Aronofsky’ego gdzie tancerka nie mogła wykrzesać w sobie „czarnego łabędzia”. Tak po prostu jest. Musisz wejść w swoją postać, być w roli, nie można sobie pozwolić na chwilę prywaty.

A jak grasz w Dniu Świra, to musisz grać świra. Ale jest to świrostwo nie-kontrolowane. Bo grając świra mogę sobie pozwolić na dawkę szaleństwa, jakie we mnie drzemie, ale nie znajduje ujścia w codziennym życiu. Na scenie jak przesadzę, będzie to odebrane jako mega-świr czyli rola, którą mi powierzono i której musiałam sprostać. Choć wcale tak ie musiało być.

Sama nie wiedziałam jak wielkie pokłady szaleństwa drzemią we mnie. Ale jak często nosi się paczkę primabaleriny, czy skacze bez zabezpieczeń na 3-cim piętrze rusztowania. I ciągłe problemy z garderobą. Nic tylko świrować. Być sobą i się tym wszystkim nie przejmować.

W końcu świr, świr