Cieszy mnie fakt, iż literatura wciąż zdaje się górować nad kinematografią. Dowód? Ekranizacje klasyków (i nie tylko) literatury, co i rusz wywołują wypieki na twarzach widzów. Okazuje się, że ci są również czytelnikami. Słowo pisane ma więc, jak na razie, tę przewagę, że jest pierwowzorem poruszającym zbiorową wyobraźnię. Jednakże, sytuacja nieco się komplikuje, gdy tylko jakiś śmiałek podejmuje się przeniesienia swej wizji na ekran. Czytaj więcej »
Poezja codziennej prozy w trzech dekadach
Mawiają, że młodzieńcza miłość z biegiem lat nabiera coraz to jaskrawszych kolorów. Wyidealizowana, przypomina o wczesnych uniesieniach, od czasu do czasu odnawiając to wewnętrzne rozedrganie, poczucie całkowitej harmonii i uderzenia euforii o nie całkiem jasnym pochodzeniu. Bywa też tak, że ta miłość przeradza się w związek, trwały (co nie znaczy, że silny) i szczęśliwy (co nie znaczy, że usłany różami). I co wtedy? Czytaj więcej »
Notatki z archiwum kinomaniaczki – romans vs. przyjaźń z perspektywy lat 90.
Jestem fanką kina lat 90., a zwłaszcza lansowanego wówczas specyficznego pojęcia kiczu i tzw. „dobrego smaku”, być może dlatego, że mgliście kojarzy mi się to z dzieciństwem, a być może dlatego, że kilka wyprodukowanych wówczas obrazów to naprawdę kawał mocnego kina. Dziś zaproponuję Wam kino drogi, gatunek niemalże klasyczny, a wciąż inspirujący, niemal niewyczerpywalny (patrz: „On The Road” czy jeszcze świeższy „Spring Breakers”), wdzięczny i podatny na ciekawe transformacje. Czytaj więcej »
Dzieło uzupełniające/dzieło osobne – ciekawy przypadek muzyki filmowej
Musiałam mieć z siedemnaście lat, gdy poszłam do kina na „Breakfast at Pluto” Neila Jordana. Towarzyszył mi mój ówczesny chłopak, a kilka rzędów dalej siedziała moja babcia. Spotkaliśmy się po seansie, i każde z nas było zachwycone, ale czym innym. Babcia, aktorka teatralna, zwracała uwagę na warsztat odtwórcy głównej roli, mnie zainteresowała tematyka queer ujęta w polityczny i społeczny kontekst walczącej o niezależność Irlandii (w tamtym czasie moje aspiracje dziennikarskie kierowały się właśnie w tamte rejony), mój ukochany natomiast zakrzyknął gromko, że ścieżka dźwiękowa była za…, no, fantastyczna. Czytaj więcej »
Seriale – fikcja czy rzeczywistość?
Gdybym kogokolwiek zapytała o najbardziej wpływowe obecnie medium, większość z pewnością odpowiedziałaby: telewizja. Chcemy czy nie, to mały ekran w przeważającej większości kształtuje światopoglądy i gusta, prowokuje, a czasem nawet łagodzi polemiki. Czytaj więcej »
Zemsta na zimno – tarantinowski przepis na sukces
Quentina Tarantino nie trzeba przedstawiać nikomu. Błyskotliwy Amerykanin, którego wychowało kino, autor wielu scenariuszy o charakterystycznych, niezapomnianych dialogach, twórca o rysie bezsprzecznie postmodernistycznym, ulubieniec publiczności kolejnego już pokolenia i jeden z „wielkich niedocenianych” przez Akademię reżyserów. Jego filmy, poczynając od Reservoir Dogs, a na najnowszym Django Unchained kończąc z hukiem wkraczały do naszej świadomości (nigdy nie zapomnę mojego pierwszego spotkania z Pulp Fiction, oglądanego w tajemnicy przed rodzicami), brutalnie zmieniając nasze wyobrażenie o kinie. Czytaj więcej »
W Labiryncie namiętności – Almodóvar nieznany
Powszechnie wielbiony w Polsce hiszpański reżyser Pedro Almodóvar ma na swoim koncie niejedną produkcję, która nie cieszyłaby się zbyt wielkim uznaniem. Wydaje się, że Laberinto de pasiones (polski tytuł: Labirynt namiętności), byłby prawdopodobnie jednym z tych filmów.
O Bitwie Warszawskiej raz jeszcze, czyli komu potrzebne są festiwale
Powracam z uczuciem zniesmaczenia do agresywnej wymiany zdań na temat ostatniego filmu Jerzego Hoffmana Bitwa warszawska 1920, a robię to, ponieważ uważam, że, dyskusja ta, jakiegokolwiek by nie reprezentowała poziomu, jest bardziej niż potrzebna.
Już nie lubię teatru
Usłyszałam te słowa w antrakcie najnowszego spektaklu Mai Kleczewskiej, wystawianego na deskach warszawskiego Teatru Narodowego. Uderzyło mnie również to, że w tamtym momencie zgadzałam się z nimi w stu procentach.
Zacznę jednak od początku: w rodzinnym domu teatr był zawsze, mniej lub bardziej obecny, podobnie jak film i szeroko pojęta kultura. I chyba nie skłamię, że jedyny podział stosowany wobec tych, jakże ważnych, działów życia cywilizowanego człowieka, opierał się na naszych prywatnych gustach. Nie istniał, a przynajmniej nie w mojej dziecięcej świadomości, ani mainstream ani to, co z jakiegoś powodu znajduje się poza nim. Czytałam więc (niemal równolegle), sagę Małgorzaty Musierowicz i Z szynką raz! Bukowskiego. Wciągał mnie Inny świat Herlinga-Grudzińskiego i rzeczywistość stworzona przez Sapkowskiego. Podobnie sprawa miała się z filmami i teatrem – chłonęłam, uczyłam się, próbowałam rozumieć. Aż do teraz.