„To jest życie”. Można by cytować, te super mądre kilka miliardów osób, które w swoim, właśnie życiu wypowiedziało te słowa. I co z tego, kurwa, że powiesz, jak ja o tym wiem i Mc’donaldsowej Ameryki nie odkryłeś.
Zimny poranek, lata dziewięćdziesiąte, wtedy jeszcze bywały zimne poranki, wtedy można było nosić szalik i z tego powodu nie chorować. Wódka stawiała na nogi, nikt się w zimne poranki nie dziwił, że śmierdzisz, gdyż niejeden nie czuł tego odoru z powodu samoistnej i automatycznej konsumpcji.
Zimny poranek, lata te właśnie, szron na samochodach, szron na szybach, szron na suficie, gdyż po ostatniej libacji, a dokładnie wczorajszej, jakiś baran otworzył okno, nie zamykając go później. Już po takich znakach można poznać, jaka pogoda panuje na zewnątrz. Barana oczywiście nie ma, nikogo nie ma, okno otwarte, ten chłód na szczęście mnie nie zabił, a mało brakowało, tylko kazał wstać i mimo mglistości przed oczami, oraz trzaskających decybeli w głowie, zamknąć to okno.
Kubek, kawa, woda, czajnik, reset, mózg, przypominać, słowa, głośno, wyraźnie, kawa, kubek, czajnik, nie, nie, nie, szklanka, wódka, wdech, łykam, łykam, łykam, wydech i kurewskie pełne zdanie na wspaniały początek dnia. Bóle głowy przechodzą, ręce nie trzęsą, pamięć krótka, więc czasu nie marnuję. Nie chcę pamiętać wczoraj, nie chcę się uwsteczniać, złota myśl, piękny plan, idziemy do przodu.
Miłość poranków do mojej osoby jest platoniczna, w takich momentach chciałoby się wcale nie budzić, a jak się już budzić to wypoczętym, pełnym werwy, z zajebistą kondycją, jakiej zazdrościmy tym wszystkim plastikowym gogusiom promowanym, lub samo promującym się w tych i tamtych czasopismach. Mógłbym powiedzieć, programach, ale nie oglądam odmieńców. A na obrazki z fajną dupą, lubię popatrzeć. Zawsze byłem wrażliwy… szczególnie o poranku, który zawsze wybiera sobie niewłaściwy moment, by w jakiś faszystowski sposób podnieść mnie z wyra. Dzisiaj było okno.
Kolejna szklanka, wyziew, fajna dupa – mówi mózg. A co ma innego powiedzieć, gdy taki tok myślenia wpajały mi grubasy z wielkich wydawnictw, pacynkowi dyktatorzy mody, którzy są tak awangardowi, że w swojej awangardzie nie podcierają sobie dup i w fenomenalny do porzygania sposób robią pięćdziesiątą korekcję nosa. Kiedy mi siali te fajne dupy w głowie, nie byłem świadomy. Świadomość pięknie potrafi wkurwić człowieka i tak właśnie świadomy sadystycznej operacji na mózgu, kiedy zaczynałem się zastanawiać, ’po co mi to, co mam poniżej pępka, gdy się podnosi’, stałem się gąbką, którą jak naciśniesz powie: fajna dupa. I właśnie to cudo, co wisi na ścianie, a ja się na nią patrzę, na dzień dzisiejszy jest fajną dupą. Dzisiaj w głowie nie popełniam samogwałtu, dzisiejszy dzień jest szczególny, za to w końcu piłem wczoraj z przyjaciółmi i baranem co okno otworzył, za ten awans, za tą kasę, za to, że kiedy przyjdzie pora rachunku, okaże się, że te ciecie zgubiły portfel, za to, że będę musiał się ładnie wypinać, że by mi wchodzili w dupę w pracy, tak jak nieświadomie wypiął się mój szef, a ja w ten perfidny sposób wykorzystałem sytuację. Był zadowolony, był i awans. Na stanowisko, gdzie będę dyżurnym wypinaczem, gdzie nie będę chciał a oni i tak zrobią co chcą i tak będą atakować i wchodzić, co gorsza bez wazeliny. Wczoraj piłem za to stanowisko, które dostałem, piłem za bycie szefem działu kadr. Już mnie ambicja boli. Już włączam telewizor, już mi lepiej, już profesor poprawnej polszczyzny, wmawia jak mam gęgać, gdyż mój język jest tylko nieprawidłowy, o niskim poziomie gramatyki i popełniam błędy w akcentowaniu, a dokładnie, profesor mówi, że akcentować nie potrafię.
Drzwi, nie dszwi, krzesło, nie kszesło, imaginacja i transporter z towarem wymiennym… seria słów, dziś przelatują przeze mnie. Dziś, kiedy chwilę temu usiadłem na łóżku, poczułem dłoń na karku, usłyszałem westchnięcie i słodkie ’misiu’ na tyle słodkie, że zemdliło. Mówiłem, że nie chcę pamiętać? Właśnie sobie przypomniałem. Kiedy dotknęła, kiedy posłodziła, kiedy wypowiedziała ’odchodzę od męża, już dzwoniłam’ i ’może powtórzymy to co robiliśmy zeszłej nocy’. Kiedy wypowiedziały to usta, żony mojego szefa…
’Życie. Życie, z akcentem. Tyle prostych słów nie potraficie wypowiedzieć państwo prawidłowo. Życie, życie, życie. A teraz pełnym zdaniem. TO JEST ŻYCIE!’ – gadał do siebie profesor w telewizorze.