Zamknięte okno nigdy nie wróżyło nic dobrego. Majestatycznie podniesiona brew oznaczała zadumanie, zadumanie nad małym owadem próbującym wydostać się na zewnątrz, odbijającym się od szyby, nadający jakby sygnał morsem „chcę żyć, ja chcę żyć”, a może po prostu „dlaczego, kurwa, tak gęste to powietrze”? Zadumanie nad trywialnością, nad rzeczami małymi, sprawiając iż osiągały one niewyobrażalną wielkość.
Pauza.
Pada deszcz.
Trzecie „chlup”.
Grymas, brew majestatycznie opada, wszystko spowrotem robi się takie zwyczajne, krople opadają ciężko na szybę, wydając nieciekawy odgłos, owad poleciał gdzieś w głąb pokoju, fototapeta świata zwinęła się ukazując odrapane ściany… tylko jakoś tak, zamknięte okno dalej nie wróży nic dobrego…