Niepotrzebne mi kajdany – sam siebie umiem spętać. Doskonale. Mam wprawę w końcu. Uwielbiam drut kolczasty… Ilekroć poczynię wysiłki aby się uwolnić, tyle razy zaciska się on bardziej na mnie. Na ciele, na duszy, obojętnie. Ból pozwala na chwilę jaśniej myśleć i wiem wtedy, że lepiej się nie szarpać, ale mam instynkt zwierzęcia, nie tylko stadnego, ale i tego dzikiego, który nie pozwala stać w miejscu.
Zachrypnięty głos mantrę pod głosem odmawia, prosząc los o coś, czego nigdy nie będzie. Teraz, później, nie wiem… Świadomość by mnie zabiła. I chyba powinna. Znalazłbym na tyle siły, aby zaciągnąć do granic możliwości moje pęta. Wtedy powinno być szybciej i łatwiej.
Teraz Czytelniku odpowiedz proszę: jakie słowa poniesie ostatnie westchnienie?