Kategorie: uniesieniabezpośrednik

celuloid

Pożądam tego co nieosiągalne. Czarne pończochy, czerwone pończochy, białe pończochy. Opięte na młodych łydkach, wspinające się coraz wyżej i wyżej, w bezkresne niebo spódnicy, która nie jest przydługa i której nikt nie nazwie przykrótką. Pragnę, chcę, żądam. Nie włączam już telewizora bez strachu, że znowu przypadkiem trafie na program, który zechce mi pomóc. Trzydzieści kanałów, wszędzie pułapki, lecisz po nich jak dziecko po cukierki – sport, pogoda, i nagle pach… Twoje ciało sztywnieje, dostajesz paraliżu, cztery kobiety, dwóch facetów, wszyscy w perukach, przypadkowo poprzyklejane wąsy, źle dobrane brody. Mówią, płaczą, krzyczą, milczą, przepraszają. Na trzysta odcinków sto pięćdziesiąt dotyczy Ciebie. Mówiąc o sobie, mówią o tobie. Czarne pończochy obejmujące twoje ciało w pasie, uścisk łydek na biodrach, ręka sunąca po autostradzie i druga goniąca ją pod prąd. Wyścig, w którym trzeba być ostatnim. Psycholog potwierdza – nie masz szans. Jesteś chory. Chory! Procenty, wykresy, wyliczenia. Mają wzór. Sam sobie nie pomożesz. Kiedy mam dobry dzień trafiam na te pięćdziesiąt procent programów, które nie dotyczą mnie. Śmieje się jak idiota z kretynów i ich kretyńskich chorób i tego, że sami się z nich nie wyleczą.

Nienawidzę kobiet. Nienawidzę kobiet w pończochach. Nienawidzę spotykać ich w sklepach, pubach, na ulicy, w mieszkaniach. Zawsze robią mi to samo. Złośliwie i notorycznie. Wyglądają zwyczajnie. Chodzą zwyczajnie, siadają zwyczajnie. A później wychodzą na chwilę, przyjmują nienaturalną dla rzeczywistości pozycję i zaczynają trwać na wieki. Pożądam niemożliwego.

Podziel się:

3 komentarze do “celuloid”:

  1. Tisaja pisze:

    Zatopiona w półmroku, w świetle świec… siedzę ze zmarznietą tęsknotą. Próbuje ją ogrzać kubkiem z herbatą… Zamykam oczy – przechylam kubek, zanurzam usta w ciepłym płynie z nadzieją, że poczuję w niej smak i delikatność JEGO pocałunków… wdycham ciepła parę, jakby była JEGO oddechem. Obejmuje kubek myśląc, że jest namiastka JEGO czułych dłoni… Zlizuję spływającą kroplę… wciąż myślac, że jest to pieszczota dla NIEGO… Czuje ciepło wlewajace sie do mojego wnętrza… Otwieram oczy widzę skaczące płomienie świec… i czuję zmarzniętą tęsknotę…
    Nie ogrzeję jej sama…

  2. C. pisze:

    Po takim komentarzu nie ma człowieka, który nie padłby na kolana :)

  3. ... pisze:

    ze strony kobiet
    tych pożądanych, tych nieosiągalnych,
    tych dostępnych na każde skinienie palcem,
    każde muśnięcie dłoni, dotyk ust na szyji,
    uwięzionych w dusznym dymie lokalu, tętniących beatem muzyki,
    zatopinych w kroplach alkoholu, w niewyraźnym, chwiejnym świecie przed oczami

    tych w przydługich, czy przykrótkich spódnicach-bez znaczenia,
    tych w białych, czarnych czy czerwonych pończochach…którychkolkiek.
    i nie w ekranie, nie w snie,
    żywych, namacalnych, w zasięgu reki, zawsze

    wychodze na zewnatrz, zmino, atmosfera jak na księżycu, tym powietrzem ciężko oddychć, deszcz pada, budzi…
    pierwsze krople spadają na ciemną główkę
    i nikną wtopione w gęstwinę włosów,
    niesfornie skręcając wilgotne kosmyki,
    mszczą się za swój niebyt..
    Siąpi coraz mocniej
    stado małych dręczycieli atakuje gorące ciało.
    Spadają: nieprzyjemne, zimne, mokre…
    kap…
    jeden ześlizgnął się po zasmarowanym fluidem czole,
    prosto na rzęsę, zmywając czarny tusz,
    mieszając się ze słona łzą,
    pędzi przez delikatny policzek,
    obrał kierunek – rozchylone usta,
    chwile przystaną na drżącej brodzie
    i spadł w nicość…
    trawa pod nim zadrżała.
    Też chciał zadręczyć,
    też może nienawidził,
    ten mały wojownik,
    przepadł, zachwycony obraną drogą.

    Trzeba wracać!
    Obudzic się w obcej pościeli,
    założyć sukienkę: przydługą czy przykrótką…bez znaczenia,
    poprawić podwiązkę: białą, czarną, czerwona – którąkolwiek,
    wyjść na ulicę, do sklepu, pubu,
    położyć wilgotne włosy na kolejnej poduszce,
    by ciągle trwać nieosiągalną….

    A.

Machnij komentarzem.