Kategorie: uniesieniabezpośrednik

Viva La Resistance!

Jesteś wyzwolona, wyzwolone są twoje piersi, za które pozwalasz się łapać tym obleśnym dłoniom, wyzwolone są twoje nogi, które całkowicie odsłonięte manifestują twoje zniewolenie, wyzwolona jest twoja dupa, posadzona na umięśnionych udach właściciela obślizgłych łap, rzucającego frywolnie jakieś kurwy i chuje. Jesteś wyzwolona, jak twoja mina pozująca do zdjęcia, twój grymas dumy, wywołujący zazdrość przyjaciółek, bo on ma kasę, bo on jest gość , bo on będzie rżnął dzisiejszej, ponurej nocy ciebie. Dziś on zrobi z ciebie gwiazdę porno, którą skrywał gdzieś potajemnie w najbardziej wyuzdanych marzeniach, dziś on zrobi z tobą wszystko, a ty mu na to pozwolisz, twoje wyzwolenie na to pozwoli, byś po raz kolejny, patrząc sobie w oczy, poczuła się jak księżniczka, jak szmaciana laleczka w koronie z dwiema stówami w majtkach, albo i nie. Nie szkodzi. On nie jest pierwszy, ty nie jesteś pierwsza.

 

Wyzwolona, dumna mina, wyzwolona dupa w którą co jakiś czas, mięśniak z łańcuchem i szerokimi ambicjami, sprzedaje soczyste klapsy. Dumna mina, wywołująca zazdrość, ale… dlaczego masz smutne oczy? Dlaczego masz błagalny wzrok? Dlaczego patrzysz się tak, akurat na mnie? Szmaciana kukiełko, dlaczego nieogolony facet przy barze, który po raz kolejny dał się opętać alkoholem, który chciał się upodlić tej ponurej nocy, samemu, który po tym wszystkim w domu uprawiałby szybki seks ze wszystkimi, światowymi modelkami? Dlaczego akurat patrzysz się na niego, dlaczego na mnie, dlaczego psujesz piękno brzydoty, ponurej piątkowej nocy?

Kolejny klaps w dupę, nie dajesz mi spokoju, zerkasz gwiazdeczko, płaczesz oczami szmacianego serduszka. Takie wyróżnienie, taki klaps, zostaw mnie, spierdalaj! Dzisiaj pije sam, nie potrzebuję tych oczu, nie potrzebuję ciebie.

 

Kolejny klaps, chwyt za włosy, szarpnięcie głową, coś w stylu romantycznego „pocałuj mnie skarbie”, tylko bardziej współczesne. Pocałowałaś go. Zrobiłaś to tak namiętnie, że chciałbym być na jego miejscu w tym czasie, zrobiłaś to tak namiętnie patrząc się na mnie, błagalnym wzrokiem, pocałowałaś, strzeliłaś w pysk, uciekłaś. Widać gwiazdą być nie chcesz, widać, że szmaciane serduszko rzuciło koronę w kierunku koleżanki, która z chęcią i z wielką wprawą, zajęła twoje miejsce na kolanach szanownego pana, nieprzejmującego się niczym. Teraz jego ręka była na piersi innej, teraj klepał po dupie inną pacynkę, szczęśliwą jak dziewica, która złapała welon na weselnych oczepinach.

 

Wyszłaś, mamy spokój, ja i najlepsza kochanka na świecie, najbardziej zazdrosna i opętańcza – alkohol. Ja i alkohol, my dwoje, złączeni w jedno, my i tylko my, ja i pierdolony alkohol. Możemy kontynuować plan, który realizujemy co piątek, który realizujemy i ulepszamy z każdą chwilą kiedy siadam za barem, wyciągam papierosa i z gracją proszę o podwójną pięćdziesiątkę najtańszej, barwionej wódki, najtańszej i najlepszej kochanki. Przy trzeciej kolejce idzie się przyzwyczaić, przy trzeciej nie przejmuję się już niczym, właśnie trwa zbawcza kolejka. Wyszłaś w odpowiednim momencie. Mogę zapomnieć. Zapominam.

 

Dla stałych klientów toaleta bezpłatna, pieniądze w kieszeni odliczone na taksówkę do domu, twarz lekko spocona, papieros w zębach. Kibel, oszczane podłogi, ktoś nasrał do pisuaru, a są dwa, nad każdym lustro. Z kabin śmierdzi spermą, tam alkohol nie pozwala mi wejść. Alkohol każe lać do pisuaru, alkohol patrzy mi w twarz, alkohol mówi do mnie „ty skurwielu, i love you ty skurwielu, wracaj do domu ty skurwielu, siedem kolejek i na nogach się trzymasz, ale z ciebie twardy skurwiel”, kiedy alkohol mówi, nie wypada mu przerywać, nie wypada sprzeciwiać i tak zaczął mnie już dymać, robi to z wielką wprawą, z wielkim doświadczeniem. Wyrucha i zostawi, rano poczuję się tak wyróżniony, poczuję się jak prosiak ciągnięty za uszy przez obleśnego rzeźnika, równie dobrze on może mieć łańcuch, szerokie ambicje, może klepać po dupie i łapać za cycka, szarpać za włosy, kolekcjonować szmaciane laleczki w koronie z papieru. Kurwa, te smutne oczy, dlaczego wszystkie one mają takie oczy?

 

Żegnamy się z barmanką, barmanka nie żegna się z nami, barmanka nas nienawidzi, wychodzimy. Jest deszcz, ponura piątkowa noc, przeobraziła się już w ponurą deszczową sobotę. Dzwonimy po taksówkę, pozwalam mówić kochance, kochanka bełkocze, kochanka się stara, kochanka robi ze mnie bardzo pijanego skurwiela i tak pewnie myśli pani która musiała rozszyfrować dokąd ma wysłać taksówkę. Jest deszcz, czekamy na taksówkę, nagle od tyłu ktoś łapie nas za ramię. Nie boimy się. Ktoś ściska nasze ramię, ktoś szlocha. Wyzwolona ręka, wyzwolony szloch, wyzwolona pełna dumy, płacze. Zdetronizowana królewna. Podjeżdża taksówka. Wsiadamy, mówimy adres, zaczynamy namiętnie się całować, jej ręka ściska coraz mocniej, moja ręka błądzi po jej udzie. Moja ręka, gdyż alkohol odsunął się na bok, z zazdrości. Dziś nie będzie seksu z alkoholem i wszystkimi modelkami, dziś będzie seks z wyzwoleniem, dziś ja się wyzwolę.

Zamek, klucze, kredens, buty, płaszcz wieszak, spojrzenie podobne do tego z klubu, dalej takie niewinne, smutne, błagalne, dalej skierowane w moją stronę. Pytam o herbatę, dawno nie było kobiety u mnie w domu, dawno nie było kobiecego zapachu wypełniającego nie tylko nozdrza ale i sufity, podłogi, ściany, kuchnię, kibel, łazienkę i wszystkie pokoje, w których od lat nie było widać kobiecej ręki.

 

Pytam o herbatę, ona rozpina mi koszulę, ona ściąga mi koszulę, ona całuje tors, ona gryzie mnie po sutkach. Tak ona jest prawdziwa, to nie jest kolejna iluzja, którą sprezentował mi alkohol, dla którego byłem, jestem i na pewno zawsze będę skurwielem. Ona gryzie mnie po sutkach, ja zrywam z niej piękną, białą bluzkę. Reszta to tylko pełna dynamizmu i uniesień historia. Nagość, ściana, ona tyłem do mnie, ja przodem do niej, ręce, ciało, usta, plecy, paznokcie plecy, pośladki, miednica, usta, penis, zęby, piersi, pełne zanurzenie się w sobie, twój szloch, twój szept ciężki do rozszyfrowania, twój szept coraz głośniejszy, twój szept stający się krzykiem „wyzwól mnie!”, koniec uniesień, orgazm.

 

Ty nie jesteś wyzwolona, ty jesteś niewolnikiem, jesteś szmacianą pacynką, z papierową koroną szukającą wyzwolenia, pierdolonego wyzwolenia z pierdolonego szmacianego spojrzenia w lustro, szukasz pierdolonej miłości, gdzie już zapomniałaś co to słowo może znaczyć. Jesteś niewolnicą, niewolnicą z ustami u mojego pasa, niewolnicą robiącą to ustami namiętnie, ściskając moje pośladki, wbijając w nie swoje paznokcie. Na starym fotelu, który służył odpoczynkowi mojego taty, usiadł alkohol, wnikliwie przyglądając się z parszywą zawiścią całej tej scenie, z parszywą zawiścią i złośliwym chichotem.

 

Ubieraj się i idź do domu! Spierdalaj, zapomnij! Ja ciebie nie wyzwolę, zły adres!” Chwilę po tym mieszkanie było puste, nawet alkohol nie siedział na fotelu rodziciela. Cisza, którą tulę do siebie, nakrywając się wyzwoleniem, „Viva la Resistance!” – szepce do mnie noc.

Podziel się:

Piotr Siwiński

Nieprzyzwoicie uprzejmy aluzjonista, kąśliwy romantyk w rogowych okularach, który rzucił palenie, chory na twórstwo wszelakie - nie szczędzi sobie niczego. Nie zaczepiać, nie pytać, nie deptać dywanów i trawników.

Machnij komentarzem.