żółte kartki zapomnienia
ktoś spalił na stosie,
trywialnie patrząc,
z trywialnym politowaniem;
żadnej łzy, lamentu
żadnego słowa,
po prostu spalił,
ku przypomnieniu;
usiadł na ławce,
wyciągnął zapałki,
odegrał dobrze znaną
melodię
„czas się pożegnać,
aby przywitać”
rzekł i umarł…
żółte kartki płonęły,
przypominając
wszystkie najlepsze
z życia historie,
o których zapomnieć
chciał ów
bohater, martwy
on umarł,
lecz pieśń
ta ciągle żywa
i żwawa,
będąca upadkiem
jego roztropnym;
co było nie wróci,
choćbyś się starał,
zniszczysz,
niż miłość znów
się obudzi…
oddalił się rechot,
już nikt się nie śmieje,
raptem lat osiem,
przybyły nałogi
i inne rechoty,
z dziwnym zamiłowaniem
głupoty;
oddalił się rechot,
już nikt nie rechocze,
choć jeszcze słyszę to echo,
oddalił się,
lecz nie zapomnę,
nigdy…