Kategorie: Kultur(w)a, muzykaTagi: , , , bezpośrednik

Kev Fox – King For A Day

Kev Fox – King For A Day

Drugiego kwietnia na polskim rynku ukazała się płyta artysty, o którym mało kto i w ogóle mało cokolwiek się wie i mówi. Kev Fox, bo o nim mowa i jego album King For A Day pojawili się w ciszy, którą należy przerwać i to stanowczo, mimo tego, że muzyka, jaką wykonuje, do krzykliwych nie należy.
Zachęcam zatem do przeczytania recenzji płyty i krótkiej historii artysty niezależnego, który pozamiatał mi w głowie na dobre.

O Kevie Foxie słów kilka.
Jest artystą, mieszka, uwaga, w Poznaniu ale z pochodzenia jest Wielkim Brytaninem. Ważne, że spodobał mu się nasz piękny kraj. Najważniejsze w tym wszystkim, że jest artystą niezależnym. Jego teksty porównuje się do PJ Harvey i Thoma Yorke’a. Coś w tym jest, mimo tego, że nie lubię porównań, to jednak jest to trafienie w sedno, ale dodać muszę, że Kev wychodzi po za nich dość mocno. Więc ci Drodzy Czytacze, którzy nie trawią artyzmu tych wystawionych do porównania, to niech się nie sugerują, gdyż twórczości Keva Foxa trzeba po prostu spróbować.

Nagrywał z dwoma rodzimymi mistrzami blasku, czyli wiecznie takim samym Smolikiem i Pawłem Osickim (Pogodno). Współpraca z tym pierwszym spowodowała serię bardzo fortunnych zdarzeń, gdyż kawałek L.O.O.T.T nie tylko promował płytę Smolika, ale ten promowany przez utwór z Kevem Foxem krążek zdobył złotą płytę. Co już świadczy o tym, że Kev Fox byle jakim artystą nie jest, skoro zahipnotyzował tak ludzi, by wycisnęli swoje portfele na płytę Smolika.

Czy da się scharakteryzować muzykę Keva Foxa?
Ciężko. Z jednej strony, lekko złośliwie można rzec, że jest to pościelówa i sprzyja romantycznym uniesieniom, z drugiej strony niesie za sobą coś mrocznego, przewianego tęsknotą, takim lekkim noir. Jedno jest pewne, muzyką jaką się para nasz artysta jest balsamem dla uszu, serca i wątroby w życiu pełnym szumów, uderzeń i hałasów.

Od momentu, kiedy dostałem płytę do recenzji minęło sporo czasu, ciężko było mi się zabrać za opisywanie czegoś, czym nie można się nasycić. Od pierwszych dźwięków Afon Ddu, rozpoczynającego album i ciary na plecach, aż do ostatniej pauzy w Talk Of The Town, czas gdzieś ucieka, świadomość się urywa, a krzesło zamienia się w cholerną różową chmurkę, na której można się zamyślić, odpłynąć, kreować, a tym bardziej przystanąć na chwilę i zwolnić w tym zgiełku.

Najciekawsze jest to, że kiedy płyta się kończy, wciskamy znowu play i od początku fruniemy do góry, chcemy tego. Nie pamiętam kiedy tak miałem ostatnio… czy kiedykolwiek tak miałem?

Co jest najpiękniejsze, to to, że album nie zaczyna się od jakiegoś tam pitu pitu, wprowadzającego nas w nastrój. Kev jedzie z grubej rury, uderzenia w gitarę, gdzieś szumiące talerze perkusji i dźwięk niczym koncert na żywo. Jeżeli chodzi o to ostatnie, to efekt zamierzony i udany w 100%, gdyż płyta była nagrywana w kaplicy Cefn-Y-Waun we wsi Deiniolen w Północnej Walii.

Im dalej tym lepiej, wokal jest niesamowicie hipnotyzujący, a całość mocno nieprzeszkadzająca, przez co pierwszy raz piszę artykuł/recenzję, podczas grającej muzyki, nie rozproszony. Jest to ważne, bo podejrzewam, że muzyka zawarta na tej zjawiskowej płycie może przypaść do gustu nie tylko fanom pokroju PJ Harvey, czy innych spokojnych – niespokojnych brzmień, ale także odbiorcom mocniejszej muzyki, jako odskocznia, jako odpoczynek, jako pościelówa?

Śmiejąc się pod nosem z tej pościelówy, muszę wspomnieć jeszcze o tym, że teksty nie są banalne i wyssane z palca by się lepiej rymowało. Nie zapomnę pierwszego szoku, kiedy przetłumaczyłem sobie teksty zespołu koRn i jeszcze innych zespołów. To co brzmiało dobrze kiedy wiedzieliśmy nie dosłownie o co loto, zmieniło się w dziwną formę bez większego polotu. Tutaj jest inaczej, wystarczy wziąć na warsztat Help Yourself by się o tym przekonać. A to już zadanie domowe dla was.

Keva Foxa i jego twórczość mocno polecam, a tym bardziej jego ostatnie dzieło jakim jest King For A Day. Płytę można m.in. nabyć tutaj. Kiedy będzie mi dane spotkać Keva na żywo, przybiję mu piątkę za tak doskonałą robotę. Przy okazji zachęcam do udziału w koncertach. Rozpiskę znajdziecie tutaj.

A niech mi tylko ktoś przyrówna to wszystko do muzyki country…

Linki:

Płytę do recenzji otrzymaliśmy dzięki uprzejmości Bego Booking.

Bego Booking: concert, performance art and event production & booking; busy & loves it!…

Podziel się:

Piotr Siwiński

Nieprzyzwoicie uprzejmy aluzjonista, kąśliwy romantyk w rogowych okularach, który rzucił palenie, chory na twórstwo wszelakie - nie szczędzi sobie niczego. Nie zaczepiać, nie pytać, nie deptać dywanów i trawników.

5 komentarzy do “Kev Fox – King For A Day”:

  1. T. pisze:

    Niezwykła muzykalność prowadząca w wyciszenie…tak potrzebne w naszym biegającym na oślep świecie…

  2. Kudłata pisze:

    Kev fox 3 czerwca gra na Kontenerach :D

  3. MmMm pisze:

    Miałam przyjemność być na kilku Jego koncertach i wiem, że ta muzyka nigdy mi się nie znudzi…. Artysta wszechczasów wśród komerchy i kiczu dzisiejszej muzyki…

  4. Wojtek pisze:

    Miałem okazję być na paru koncertach i poznać osobiście Keva, bardzo fajny gość. Chodź nigdy nie będzie twórcą przebojów(chwała Bogu), to wiedziałem, że w końcu zdąbędzie uznanie u słuchaczy. Jest muzykiem wybitnym i nietuzinkowym, wartym poznania. Mam nadzieję, że da jescze jakiś koncert w Tucznie, z którego Go pozdrawiam.

  5. stid pisze:

    Byłem wczoraj na jego kameralnym koncercie w Żerkowie – Galeria Żerków. Dowiedziałem się o nim rano, po południu przeleciałem już cały internet, a po koncercie zakupiłem płytę K F A D. Właśnie ją przegrałem do samochodu i dobrze, że do pracy jadę godzinę, bo będę miał okazję słuchać jej co najmniej dwa razy dziennie.

Machnij komentarzem.