Kategorie: film, Kultur(w)aTagi: , , bezpośrednik

Zmierzch. Księżyc w nowiu. (trochę inna recenzja)

new_moon_zmierzch

Jakby ktoś się chciał zapytać czy nie mam na co kasy wydawać i że chodzę do kina na takie coś. To niech nie pyta, bo i tak mu nie odpowiem…

Słodycz, cieknąca słodycz zewsząd, mdłości i słodycz. Kocha, nie kocha, inny kocha, ale ona nie kocha iiii znowu kocha i inny też kocha, bo on ciągle ją kocha i tamten też ją kocha, ale za to jeden bardziej i cała jego rodzina i znowu mamy słodycz. Takie mogłoby być streszczenie filmu…

Więcej streszczenia nie będzie, ale się na nim oprę. Podzielę się wrażeniami.

Słodycz. Aż kipi z ekranu, wylewa się delikatnie po cichu, zalewając i topiąc wszystkich widzów. Masakra na sali, zasłodzone wszystkie siedzenia i wszyscy siedzący, ci co chcą i ci co nie chcą. Bo on ją kocha i dla jej dobra jak zwykle ją opuszcza i odpuszcza, bo ona się skaleczyła w domu i inni chcieli jej posmakować, sodomici, a i jeszcze pan doktor wampir ze złotym serduszkiem, ale niestety potępiony jest zaczepiany przez ludków i pytany o wiek, bo starzej wyglądać powinien. Więc on jej już nie kocha i odjeżdża. Ale ona go kocha i siedzi na krześle trzy pory roku i patrzy się przez okno, bo może przyjdzie. I ma wizje i ma w dupie, że ruda wampirella chce ją dopaść i jej upuścić.

W tym wszystkim dalej jest słodycz. Wszyscy żałują Belli, która jak się otrząśnie zobaczy, że jej kolega, indianin ma niezłe mięsko, nie dość że umięśnione to i jeszcze opalone i może by tak go haba haba, ciach ciach. Ale on jest młodszy, ale robi dla niej wszystko. I uwaga. Nasz szesnastoletni Indianin, oprócz tego, że okazał się wilkołakiem to jeszcze zaczął chodzić tylko w gaciach. Oślepłem. Zostałem zgwałcony intelektualnie, ktoś wyrwał mi oczy, a jak się rozglądam po sali to widzę same maślane oczka, westchnięcia i rozpływające się niewiasty. Głupie! – chcę krzyczeć, czytać nie potraficie, on ma szesnaście lat. Nie ważne, jest ciacho. No dobra, siedzę na filmie o miłości, dedykowany dla kobiet i nie tylko, więc czekam, aż ja będę mógł pocieszyć oko. W końcu jest taka fajna wampirella w czarnych, krótkich włosach, może coś pokaże… siedzę i czekam, siedzę i widzę już naszego Edwarda bez koszuli, cholera, czy ja o czymś nie wiem, jeszcze tego tu brakowało. Gryzę gąbkę z siedzenia i piszczę: „Bella pokaż cycki!!! Pokaż cycki!!! No może jednego! Albo nie, w ogóle nie pokazuj!!
Panowie nic z tego, Bella, nieatrakcyjne i nie uśmiechnięte emo dziecko, bohaterka główna nic nie pokaże, choć ma osiemnaście lat w tej części. Żeńska widownia pewnie by się obruszyła, ale co im tam z pięciu minut, gdzie i tak przez cały film widzę półnagich mężczyzn. Jakbym chciał iść na Almodovara to bym poszedł na Almodovara, a nie na historię pewnej miłości profanującej wampiryzm.

Ale trzeba im przyznać, wilkołaków nie spieprzyli, tak to będzie pozytywna część tekstu, samego pomysłu jak przemiany, choć wykluczona pełnia to i tak wilkołaki są bardziej wilkołakie niż wampiry wampirze. Eh. Efekty specjalne i muzka lepsze od części pierwszej. Ujęcia podobne, czyli kamera fajnie się zachowuje i coś można zauważyć. Mniej gubienia wątków, chyba raczej jest wszystko spójne. No i historia moi mili, jak wspomniałem wcześniej, banalna, ale prosta i do obejrzenia. Kto się nastawi na romansidło nie będzie zawiedziony. Na prawdę, lekkie i przyjemne, bez większych rozkmin, romansidło.

Sidło. Bo w tej słodyczy miałem swój moment uśmiechu. Jest sąd wampirzy, są pradawni i jedzą spaghetti z ludzi. Tak są we Włoszech i bardzo się starają by wszystkie wampiry przestrzegały prawa. O tak! Mimo, że za dnia świecą to i tak są bezczelne i pełne zadufania, a także męskie i zdobywcze, przebiegłe i mityczne. Z mitycznością bym nie przesadzał, ale trochę są. I jest ich pora karmienia. I w tych chwilach słodyczy przeraźliwy pisk dość licznej wycieczki ludzkiej jest dziełem wielkim i zacnym, niczym Chopin grający na fortepianie. Istny miód.

Kto widział część pierwszą i zobaczył w niej coś dla siebie, to drugą nie będzie zawiedziony. A komu się nie podobało, niech mija z daleka, no chyba, że chce się zrelaksować i spłaszczyć lekko bez większych rozmyśleń i przyjąć treść taką jaką ona jest, bez podtekstów.

Będzie część trzecia, może wtedy Bella pokaże coś, może się już nie uśmiechać, ale niech męskie oko też będzie trochę nasycone… I mam nadzieję, że fabuła nie będzie już tak skomplikowana, niech on ją kocha już i ona go kocha, a wilk niech pokocha ich oboje, albo lepiej nie.

Podziel się:

Piotr Siwiński

Nieprzyzwoicie uprzejmy aluzjonista, kąśliwy romantyk w rogowych okularach, który rzucił palenie, chory na twórstwo wszelakie - nie szczędzi sobie niczego. Nie zaczepiać, nie pytać, nie deptać dywanów i trawników.

13 komentarzy do “Zmierzch. Księżyc w nowiu. (trochę inna recenzja)”:

  1. novocaine pisze:

    Niestety trzeba czekać do 4 części. Tam jest – UWAGA – [spoiler] seks! [/spoiler] ;)

  2. [panSTOJEDEN] pisze:

    To jest czwarta część? O ja ignorant! Byle fanki się nie zakompleksiły na sali… :)

  3. Marsel pisze:

    Masz na myśli, że może Bella pokaże cycki? :)

  4. jazonz pisze:

    Recenzję przyjąłem z ulgą. A co do gołej klaty szesnastolatka, to czego się spodziewałeś po filmie o wampirach dla nastoletnich… hmmm… galerianek. Ach ta żądza ssania i chuć w mlodej piersi wąpierzy… a właśnie! Przypomniałem sobie, w zamrażalniku chłodzą się jeszcze martwe kurze cycki, mniam! Będzie chińszczyzna!

  5. Tisaja pisze:

    Ekhm… :roll:
    Znaczy tak.. księga ma 4 częsci ale z tego, co sie orientuję oraz z tego, co zobaczyłam w kinie wnoszę, że film części będzie miał trzy…
    Skomasowano powieść ( i dobrze)wobec czego….seks pojawi się najprawdopodobniej w kolejnej części filmu…. ba..i nie będzie to jakieś tam „dziumdzianie”..wióry polecą i to nie jest przenośnia…:P

    Czekałam na ten film, nie zawiodłam się i nie nagie klaty mnie urzekły ;)
    Co oznacza, że kolejny będzie lepszy, ponieważ książka z części na część była ciekawsza…ostatnia część wymusza leciutkie tiknięcie, bo do ukłonów szybko skłonna nie jestem.. ;)

    Ładnie pokazane przemiany, kilka sytuacji, których bez przeczytania można nie wychwycić przyprawiły mnie o uśmiech…no miło się ogląda, miło… jak i tę powieść czyta..lekko :)

    • jazonz pisze:

      Być to może Coppola z Oldmanem mnie tak rozpaskudzili i być może niestosowne jest porównywanie tych dwóch filmów. To jak postawienie obok siebie Matterhornu i „kopca kreta”. Pierwsze jest niemalże wieczne, porażająco piękne i przerażająco niebezpieczne, drugie można (nawet ze smakiem) skonsumować do kawy. Z tymi wiórami to zaiste intrygujący element historii, khm… wyrżną Pinokia czy wystrugają wariata? ;)

  6. Tisaja pisze:

    A poza wszystkim… polecam kawałek, który świetnie pasuje do tej historii…. i wnoszę o to, aby przy moim nicku widniało foto, jak u Marsela… O ! :)

    http://tisaja.wrzuta.pl/audio/4X4YaB9mCEi/pati_yang_-_inwokacja

  7. Tisaja pisze:

    Mam- dziękuję…Pati jest…hmm… dobrze, że jest :)

  8. Agnieszka Ł. pisze:

    Mmm proszę cóż za recenzja..
    Otóż filmy będą cztery (nie ścisną tego aż tak bardzo -wszystkie zwiastuny są udostępnione)
    A co do recenzji… przyznam drogi Piotrze, że nie spodziewałam się tego po Tobie -brak obiektywizmu? nie wiem jak to nazwać. Wszystko jest jak najbardziej wytłumaczalne (czyt. odpowiedzi w książce), łącznie z tym że wilkołaki chodziły w samych gatkach, ale nie będziemy w to wnikać ;)

    Moim skromnym zdaniem film absolutnie do dupy zarówno pierwsza jak i druga część, zakładam, że i na kolejnych nie będzie na czym oka zawiesić. Film absolutnie nie oddał zawartości 4 tomów napisanych przez Stephenie Meyer -począwszy od tych jakże pięknych wampirów o urodzie niespotykanej, mieli być cudowni, przepiękni, wręcz razić po oczach (nie tylko w słońcu hmm..) a tu yyy klops. Gdzie ten przystojniak Edward? a Carlisle? Obaj mieli oszałamiać swoją urodą. No nic nie ma o czym mówić, ziewałam na filmie. Ludzie w kinie wybuchali śmiechem na scenach „tragicznych” (zapewne czytali książkę).

    Idąc do kina, zastałam pod nim tłum mężczyzn (w różnym wieku), czekających na swoje panie. Kiedy z niego wychodziłam było widać, która para jest na pierwszej randce (facet uśmiechał się do swojej lubej), a która jest ze sobą nie od dzisiaj (ich miny wskazywały na to, że „opieprz” jest nieunikniony -„Po co kobieto zabrałaś mnie na tą łzawą historyjkę? na ten chłam?”).

    Książka piękna, warta uwagi każdego (nawet mężczyzn). Autorka używa niebanalnego słownictwa, po prostu potrafi wciągnąć i to nie tyle samą historią, co właśnie sposobem, w jaki ją opisała.

    Polecam gorąco książkę!

    Pozdrawiam recenzenta

  9. Madzik pisze:

    Zasiadałam do tego filmu (obu części) z myślą „a, obejrzę sobie romansidło” I się nie zawiodłam. Miłość była, gołe klaty były (przynajmniej męskie)
    Ale.
    Przyznam, ze maraton ze „zmierzchem” nie był chyba najlepszym pomysłem, bo o ile w przy pierwszej części, gdzieś w głowie siedziała mi myśl, że oglądam film w konwencji romansu, tak w drugiej takie przekonanie jakby zanikło… I stało się jasne, że oglądam jakiś, no nie można powiedzieć ze tani, ale może po prostu zwyczajnym film obyczajowy z lekka doza emocji… taki film klasy B.
    3 zasadnicze rzeczy w filmie Księżyc w nowiu, na które chciałabym zwrócić uwagę:
    1. 83 razy pada sformułowanie Bella! Nic tylko Bella Bella Bella i Bella.
    2. absolutnie nie rozumiem fascynacji nastolatek Robertem Pattisonem. Może przyszła moda na bladych chłopców z kiepska klata. On jest po prostu brzydki! A może po prostu to nie mój typ ;) już bardziej Jacob…  whatever
    3. samo zakończenie…no come on! Już bardziej naiwne być nie mogło?
    Co do muzyki. Uważam, że w pierwszej części muzyka była o wiele lepsza niż w drugiej, z tego względu, że dała się zauważyć, podczas gdy w drugiej, stapiała się z akcją na ekranie, nie przeszkadzała, nie raziła. Nie tego oczekuje od muzyki w filmie. Absolutne brawa za muzykę z pierwszej części (Blue Foundation – eyes on fire, czy Radiohead – 15 step).

    No i koniecznie muszę poruszyć wątek miłosny. Niezdecydowanie, czy kocha czy nie kocha, chce odejść ale wróci, może nie wróci… jak kocha to poczeka, jak kocha to wybaczy… bla, bla, bla. Rozumiem, romans. Ale widzicie co wychodzi, z tego, że faceci zaczynają kombinować (jak baby). Wymyślają tysiąc różnych problemów i nic dobrego nie wynika! Bo gdyby Edek nie wymyślił sobie razu pewnego, że musi opuścić Belle, żeby jej nie skrzywdzić, wszystko byłoby pięknie. Byliby zakochani… żyliby długo i szczęśliwie… albo i nie. Ale co tam, ja to rozumiem. Przecież to czysta fikcja literacka! Każdy, kto zagłębia się w tę historię z własnej woli, liczy na to, że przeżyje katharsis. Każda dziewczyna chce mieć takiego Edka (no, może nie koniecznie w skórze Pattisona), który ocaliłby jej życie zatrzymując jedną ręką rozpędzony samochód, czy też zabrał na romantyczny „spacer” na wierzchołek, z którego rozciąga się piękna panorama. Domyślam się, że są i tacy, którzy chcieliby mieć u swojego boku Belle, która jest bezgranicznie zakochana i gotowa na poświęcenie całej siebie, niczym Julia, aby być ze swoim ukochanym na zawsze. Ale, serio… gdzie ci mężczyźni? ;)

  10. Tigra12 kocham Teylora pisze:

    odlotowe to jest a zwlaszcza to jak siedzi 3 miesiace […] i ma wszystko w dupie HA HI HA HI HA HI

Kliknij tutaj, aby anulować odpowiadanie.

Machnij komentarzem.