Kategorie: filmTagi: , , , , bezpośrednik

Łowcy Głów – thriller jaki chce się oglądać zawsze…

Łowcy Głów – thriller jaki chce się oglądać zawsze…

Jakiś czas temu zastanawiałem się, gdzie podział się stary, dobry Guy Ritchie i okres jego świetności Porachunków i Przekrętu. Teraz już wiem… jeździł do Norwegii, zmieniał nazwisko na Morten Tyldum i kręcił film Łowcy Głów.

A całkiem poważnie, Morten Tyldum, znany wcześniej jako reżyser wspaniałego filmu Kumple, wrócił i to w wielkim stylu, w stylu za którym wielu oglądało się od dawna i tęskniło za thrillerem z dawką mocnego humoru… a może mocnego humoru z dawką thrillera..?

Roger Brown (Aksel Hennie), ma 168 cm wzrostu i musi sobie to jakoś rekompensować. Na codzień zwykły/niezwykły rekin HR’u wyszukujący i obsadzający najlepszych dyrektorów w dużych firmach, a po godzinach dorabiający jako złodziej dzieł sztuki, w czym pomaga mu właśnie wykonywany zawód i wywiady, które przeprowadza. Ma wspaniałą, wysoką żonę o typowej  skandynawskiej urodzie (Synnøve Macody Lund), wartą każdego grosza, przez co musi i chce zarabiać w sposób nieszczególnie legalny, ma kochankę (Julie R. Ølgaard) i dom wart ponad 30 mln koron. I wszystko idzie mu jak z płatka do momentu… kiedy trafia na Clasa Greve (Nikolaj Coster-Waldau – znany z serialu Gra o Tron), byłego dyrektora holenderskiej firmy budującej urządzenia lokalizacyjne, posiadającego w domu prawdziwego Rubensa.

Skoki na dzieła sztuki robi w sposób profesjonalny i nad wyraz spokojny, wchodząc do domów wykorzystując swoją wtykę w firmie ochroniarskiej, niejakiego Ove (Elvind Sander). Cała sprawa toczy się w niecałe 10 minut – kradzież i podmiana obrazu na dobrej jakości reprodukcję.

Pestka.

Mimo tak wielu zleceń, które pozwalają mu zaspokoić codzienne potrzebym marzy mu się obraz, który zapewni mu spokojną emeryturę i dostatnie życie. I takim obrazem/okazją staje się Rubens. Jak to w takich historiach bywa, cel nie jest łatwy do zdobycia i sprawa zaczyna się mocno komplikować, w szczególności, kiedy ofiarą kradzieży jest zawodowy tropiciel, któremu nasz bohater w epicki sposób podpadł….

W ten oto sposób, skandynawska sielanka zamienia się w skandynawską masakrę broną i traktorem…

Kino z północy Europy na podstawie książek stało się ostatnio popularne, dzięki trylogii Millenium i tak właśnie Łowcy Głów wypłynęli w naszym kraju, gdyż jest to właśnie kolejna produkcja stamtąd na podstawie dzieła Jo Nesbø, gdzie po obejrzeniu filmu stwierdziłem, że niepotrzebnie całkowicie produkcja Mortena Tylduma wypływa na podwalinach Salander i Blomkvista, gdyż może bardzo dobrze obronić się sama.
I tak sporo wody w rzekach musiało upłynąć i pyłu wulkanicznego wydostać do atmosfery zanim film trafił na nasze srebrne ekrany, gdyż data produkcji filmu wskazuje rok 2011, dzięki czemu na szczęście możemy się spodziewać szybkiego wyjścia na różnego typu nośniki.

Historia opowiedziana została z typowo Guyowo Ritchie’owym rozmachem, przez co nie ma momentów nużących na pewno i co jest to dla mnie całkowitym zaskoczeniem jeżeli chodzi o kino z zimnych krain, pozytywnym oczywiście. Ale żeby nie było aż tak brytyjsko, to wszystkiemu towarzyszy ten znany naturalizm i dbałość o szczegóły, czasem nawet aż do przesady, jeżeli wspomnimy brutalne sceny. Jednakże to wszystko w połączeniu, tworzy niesamowita bryłę, gdzie podczas najmocniejszych scen jesteśmy w stanie parsknąć śmiechem.

Tak, tak porównanie do braci Coen, też jest jak najbardziej wskazane i na miejscu, ale z racji tego, że porównań nie lubimy, to muszę dodać, że wchodząc do kina, należy zapomnieć o całym marketingowym bełkocie i być gotowym na naprawdę nowe doznania.

To co charakteryzuje jeszcze całość wspomnianego rozmachu, to to, że scenariusz, od momentu zesrania się sytuacji, jest jedną wielką układanka przykuwającą widza, czekającego na jej pełne ułożenie i zakończenie, a uwierzcie mi, nie wszystko jest przewidywalne w tym filmie, przez co bawimy się dobrze, a nawet bardzo dobrze.

Jeżeli potrzebujecie rozrywki na wieczór, a czujecie totalny przesyt amerykańskimi produkcjami albo ambitnymi almodovarami, jednocześnie szukając humoru pokroju Przekrętu przeplatanego To nie jest kraj dla starych ludzi i Maczetą, to jest to film zdecydowanie dla was… i co z tego, że właśnie jedliście obiad, albo właśnie wcinacie kolacje… ;)

Podziel się:

Piotr Siwiński

Nieprzyzwoicie uprzejmy aluzjonista, kąśliwy romantyk w rogowych okularach, który rzucił palenie, chory na twórstwo wszelakie - nie szczędzi sobie niczego. Nie zaczepiać, nie pytać, nie deptać dywanów i trawników.

Machnij komentarzem.