Kategorie: filmTagi: , , , , , , bezpośrednik

Życie Pi – film o facecie w łódce

Życie Pi – film o facecie w łódce

Czym byłoby komercyjne kino, gdyby nie filmy wyskakujące znikąd i zwiastuny kinowe produkcji zapowiadających się na niezłe łoli boli tanzen, co gorsza od razu nominowanych do złotych gołodupców (czyt. Oskarów) co już wyznacznikiem dobrego filmu nie są. Dodatkowo niektóre potencjalne talenty są szybko przechwytywane przez machinę rodem z Kalifornii i przetapiane na grube miliony. Choćby Klątwa czy znany wszystkim Krąg, których japońskie wersje trafiły na rynek żywicieli tasiemca dużo później od nowych, kolorowych i przede wszystkim amerykańskich. A teraz Tajwan i facet w łódce, a wszystko to w moim skromnym zadumaniu, kupę czasu po żenującej gali…

…na motywach znanej powieści… – chyba nie tak znanej skoro nie słyszałem wcześniej, ale jak zwiastuny zawitały do nas to półki w salonach wypełniły się po brzegi znaną powieścią.

Ale o filmie, puszczanym swego czasu w kinach trzy de, jest Pi i jest dziennikarz i jest historia, a wszystko to zaczyna się w kolorystyce Czasem słońce, czasem deszcz i wcale nie przekonywały mnie porównania do wielkich kasowych produkcji i zacne cytaty reklamujące film na siłę pacjentom. No takie już skrzywienie, kiedy czeka się, aż wszyscy zaczną wokół tańczyć. No ale dobra. Statek, na którym Pi Patel podróżował do krainy dobrobytu z rodziną i zwierzątkami uległ zatonięciu, przez co rozpoczęła się przygoda życia, będąca walką o nie same i odkrywaniu Boga (a czasem i bogów), zmagając się z głodem, zimną wodą, zabójczo piękną wyspą, szalonymi surykatkami i tygrysem, orangutanem, zebrą oraz hieną na jednej łódce.

Życie Pi

 

Film jest surowy, budzi emocje i za cholerę nie chce się dłużyć. Aż dziwne i wstrząsające po obejrzeniu filmu było to, że ani zwiastuny, ani szum (którego nie było wcale), nie zapowiadały kilku poranków po w zadumie i rozpatrywaniu produkcji na różne sposoby, od samej kinematografii aż po filozofię i tzw. życie. Sceny bajkowe, efekty specjalne, po za polucjami sennymi i morskimi fatamorganami spowodowanymi tzw. dostawaniem na głowę, bardzo pospolite i wręcz niewidzialne, nawet kicia taka jakaś żywa. No i nie wyskakuje nikt na tafli oceanu i nie tańczy bioderkami do wysokich tonów. Książki nie przeczytam, ale z filmu jestem zadowolony, podobnie z muzyki będącej tłem.

Ostrzegam przed zwiastunem, oczywiście, gdyż dynamizm jest lekko przegięty i zbyt zachęcający fanów filmów serii Die Hard, tak naprawdę jest to film o facecie w łódce w którym akcja jest równomiernie rozłożona na ponad dwie godziny.

Życie Pi

 

Szkoda tylko, że dostał cztery Oscary i szkoda, że będzie zapewne dołączony na DVD do jakiejś gazety dla kobiet i szkoda, że za rok nikt nie będzie o nim pamiętał, bo ma w sobie coś, jakiś taki dziwny pierwiastek, który sprawia, że film jest dobry, a w zasadzie lepszy od wielu typowych produkcji. I nie sugerujcie się reżyserem (Ang Lee), bo Tajemnica Brokeback Mountain to na pewno to nie jest, a z tygrysem to on się tylko przyjaźni…

A na koniec coś z innej beczki…

Podziel się:

Piotr Siwiński

Nieprzyzwoicie uprzejmy aluzjonista, kąśliwy romantyk w rogowych okularach, który rzucił palenie, chory na twórstwo wszelakie - nie szczędzi sobie niczego. Nie zaczepiać, nie pytać, nie deptać dywanów i trawników.

komentarz do “Życie Pi – film o facecie w łódce”:

  1. T. pisze:

    Baśniowa realizacja – fakt. Stworzone obrazy budzą wyobraźnię i zachwyt -dziecięco naiwny – co jest zaletą, bo poczułam się małą dziewczynką z otwartą buzią w świecie fantazji. Sam film (akcja i historia)jednak znużył mnie i zawiódł.

Machnij komentarzem.