Kategorie: książka, Kultur(w)aTagi: , , , , bezpośrednik

Marcin Świetlicki – Dwanaście

„Oto mroczny Kraków. Miasto skrywające straszne tajemnice. Na trop jednej z nich wpada dawny gwiazdor kina dziecięcego, mężczyzna przegrany, detektyw z przypadku. Nazywają go mistrzem.

W cieniu seryjnego zabójcy z przeszłości, Karola Kota, w półmroku zaułków Starego Miasta, przy fałszywych dźwiękach hejnału z wieży mariackiej zaczyna się morderczy wyścig z czasem…

Pełna nieoczekiwanych zwrotów akcji (str. 167), przekonujących rysów psychologicznych (str. 61), wyrazistych postaci (str.1), znakomitych obserwacji socjologicznych (str. 95), całkowicie nieprzewidywalna (str. 181), trzymająca w napięciu (str. 103 i następne) powieść Marcina Świetlickiego „Dwanaście”.”

Recenzja z gazety „Rzeczpospolita” (Grzegorz Sowula):
Debiutancka proza poety.
Kriminaltango z silnym chuchem.

„Rzeczywistość to iluzja wywołana brakiem alkoholu”. To nie motto powieści Marcina Świetlickiego „Dwanaście”, ale pasuje. Bohaterem tego „thrillera z Krakowa” jest bezimienny Mistrz, który od lat skutecznie ucieka od iluzji. Przesiadując codziennie w kącie zaprzyjaźnionej knajpy, gdzie dwuosobowy stolik spełnia rolę biurka, pociąga darmową wódkę tak długo, aż iluzję odgrodzi stupor. Rzeczywistość bowiem Mistrzowi nie pasuje. Kiedyś bożyszcze nastolatków jako członek kultowej kapeli, teraz „utył, spuchł i posiwiał”. Nie wyjechał za granicę, by tam tłuc kasę, jak jego koledzy; nie założył rodziny, nie dorobił się niczego, nawet suka, równie bezimienna jak on, też mu uciekła. „Nie posiada dowodu osobistego, pracy, paszportu, telefonu, komputera, samochodu, karty do bankomatu, pretensji do bycia zdrowym, pogodnym i zapobiegliwym, nie czyta kolorowych warszawskich tygodników”, przedstawia go autor. Dawny kolega zaś wyraża to dosadniej: „Byłeś dla mnie negatywnym wzorem, taki rozpierdolony, bez sensu”. To niezupełnie prawda, bowiem dzięki zewnętrznej degrengoladzie Mistrz może pozostać wierny swym zasadom, a co najważniejsze zachowuje życie, co nie udaje się kumplom z kapeli. Książka jest powieścią kryminalną, dlatego nie wypada zdradzać jej rozwiązania. Trzeba jednak dodać, że wątek kryminalny choć poprawnie zawiązany jest dla autora okazją do narzekań (ustami bohatera) na fatalną rzeczywistość, niemoralność świata, cynizm mediów, głupotę polityków. I przywalenia parę razy warszawce, bo to książka krakowska. Mistrz nie różni się wiele od typowego bohatera klasycznych po- wieści noir, które Świetlicki wziął za wzór. samotny, zgorzkniały, w gruncie rzeczy przegrany pijak. Rozpaczliwie szukający uczucia, i wmawiający sobie, że nic z tego, „żadnej kobiety nie miało prawa tu być”. Bojący się miłości, bo wie, że jest zbyt słaby, by ją przyjąć. Ale Świetlicki swą powieść traktuje z przymrużeniem oka: nie intryga jest tu ważna, nawet nie same postaci, a język, styl, w jakim wszystko jest napisane. To książka bardzo poetycka, czemu się dziwić nie należy, zważywszy na dotychczasowe literackie dokonania autora. Bawi się frazą, tworzy opowieść o mieście, które lubi, i o wszystkich paniach i panach w nim żyjących: „Miasto miało również porządnych, niezepsutych mieszkańców. To nie jest tak, że wszyscy prowadzili podówczas tak jałowe i ohydne, pełne przemocy i nihilizmu życie”. Udało mu się stworzyć poetycki kryminał bądź też kryminalną poezję, ocena zależy od stanu spożycia Mistrza im głębszy stupor, tym gęstsze metafory. Krytycy przywołują jako wzór, którym miał posłużyć się Świetlicki, powieść „Pod wulkanem” Malcolma Lowry’ego. Bliższa wydaje mi się alkoholowa proza Jerofiejewa „Moskwa-Pietuszki”. Codzienna, podróż Mistrza odbywa się na krótszym odcinku, z Małego Rynku do ulicy św. Jana, ale jego przebycie jest nie mniej trudne na końcu może czyhać niebezpieczeństwo. „I zrobili mu coś takiego, że zabolało bardzo. Ale niedługo. A to była śmierć”. Mistrz, podobnie jak bohater Jerofiejewa, umiera po wiele-kroć i po wielekroć się odradza. W swojej ulubionej rzeczywistości. I tak chyba należy tę książkę czytać: jako próbę nawiązania kontaktu z realnym światem, podejmowaną przez bardzo polskiego mistrza alkoholowej autodestrukcji.

Trupy polskie.

Osobiście książka dla fanów twórczości pana Świetlickiego jak i dla tych co jeszcze nie znają. Wg mojej dość krytycznej opinii, bardzo dobry kryminał, napisany językiem rozpływającym się w szarych komórkach… Polecam.

Podziel się:

Piotr Siwiński

Nieprzyzwoicie uprzejmy aluzjonista, kąśliwy romantyk w rogowych okularach, który rzucił palenie, chory na twórstwo wszelakie - nie szczędzi sobie niczego. Nie zaczepiać, nie pytać, nie deptać dywanów i trawników.

Machnij komentarzem.