Kategorie: muzykaTagi: , , , , bezpośrednik

Planet L.U.C – Kosmostumostów (hołd dla miasta Wrocław)

W labiryncie życia sztuczek.
Swego zamku poszukują ludzkie klucze
Pośród zmyłek i nauczek włóczędzy prawdy
Do przeznaczenia błądzą…

Natalia Grosiak w Otucha Ducha Stumostów (L.U.C)

Był rok 2006 kiedy w moje ręce po raz pierwszy wpadła płyta Kanału Audytywnego – Neurofotoreceptoreplotyka Jako Magia Bytu. Oprócz tego, że poprawnie nie potrafiłem wymówić tytułu, to z każdą minutą coraz bardziej podgłaśniałem, aby coraz bardziej upajać się nie tylko słowem lecz nutą. Później zagrali gościnnie w programie u Kuby Wojewódzkiego, gdzie mogłem zobaczyć jak wyglądają na żywo. Stwierdziłem wtedy, że jaki zespół taka muzyka… dużo się nie różnili… I tak to się zaczęło…

Płyta o tak ciekawej nazwie, była ostatnią tegoż oryginalnego wytworu, a czarowała indywidualizmem tak mocno, że udało mi się odzyskać nadzieję, że coś tak dobrego jak Skalpel jeszcze się wydarzy w tej nikczemnej branży. A był to czas kochania takich właśnie wynalazków jak Skalpel.

Długo nie trzeba było czekać na solówkę samego L.U.C, czyli wokalu KanałuHaelucenogenoklektyzm – tak te tytuły wtedy jakoś nie mogły wryć się w banię i tak, wszystko to od 2006 roku. Od tamtej pory, z każdym nowym albumem, obserwuję niebywałe zjawisko i w pewnym sensie okres dojrzewania, przechodzenia samego siebie, wychodzenia ponad i na przeciw. Kupując każdą nową płytę, zanim ją rozpakuję, zastanawiam się o czym będzie kolejna i jaka będzie, a później odlatuję do jednej z czterech galaktyk.
Różnorodność jest mocno uderzająca, tutaj gastrofaza, galaktyki – nagle BUM! – i przeżywamy wspaniałą historię opowiedzianą o pewnym kraju w centrum Europy – BUM! – i mamy płytę graną na gębiePyyKyCyKyTyPff, jest płytą, po której okrzyknąłem L.U.C polskim Bobem McFerrin’em. Może styl muzyczny i sposób grania gębowego różni znacząco, ale da się odczuć w tym wszystkim niepowtarzalny klimat, oryginalny styl i coś co czaruje i to coś właśnie nie pozwala zmienić utworu, płyty, zdjąć słuchawek.

Trzeba dodać do tego wszystkiego, że każdy nowy album jest czymś więcej niż muzyką, L.U.C jawi się nam jako multiinstrumentalista kulturowy, jedna z płyt wykonana została na wzór bajeczek Poczytaj mi Mamo gdzie została dodana płyta z filmem w którym przedstawiony jest świat Witu, o którym autor rymuje w części muzycznej, do kolejnej została wykonana rewelacyjna aranżacja wizualna, która dodawała smaczku na koncertach, a teraz mamy komiks i płytkę do karaoke!

No właśnie, przejdźmy do teraz…

Album Kosmostumostów, nie jest biedniejszy na pewno od poprzednich i jedyną rzeczą jaką powiela to pomysłowość. Pudełko jak każde inne, mogłoby się zdawać. Niesamowite grafiki na froncie okładki przypominają nam z zapowiedzi płyty o tym, że niebawem mamy spodziewać się komiksu (planowana premiera: marzec 2012). Wszelkie znaki na niebie, ziemi i osiedlach zapowiadały tenże oto wyczyn muzyczny, m.in. akcja manifestacja Pospolite Ruszenie odkażająca nasze zapyziałe, zimne i szare podwórka. Do akcji tej powstał specjalny utwór nagrany wraz z Sokołem (WWO, Sokół i Marysia Starosta) a teledysk do kawalasa promuje właśnie od miesiąca płytę. Dodać trzeba na pewno, że jest to Bonus Track.

W opakowaniu, oprócz najważniejszego (w tym przypadku niebezpiecznie jest użyć tego słowa, gdyż wszystko jest najważniejsze, ale…) znajdziemy komiksową książeczkę z tekstami, która  jest częścią akcji o której wspomnę na końcu i drugi krążek nazwany karaoke z instrumentalnym wykonaniem utworów, każdy kto ma ochotę może pośpiewać.

W sumie mamy szesnaście kawałków, kilka bardzo krótkich, kilka długich, kawałków które zabierają nas w całkiem niedaleką podróż w przestrzeni i czasie, do Wrocławia od samego jego początku, poprzez życie L.U.C – a, aż do teraz, do sytuacji, które zdarzają się praktycznie w każdym polskim mieście, ale we Wroclove szczególnie. Podróż niby niedaleka, ale wydaje się nieskończoną i nienużącą. Każdy utwór, będący niesamowitą historią rodem z większości filmów sci-fi, ukazuje nam Miasto Stumostów, którego wyjątkowość nie może mieć ziemskiego pochodzenia, budynki niczym powbijane statki kosmiczne, odgłosy kosmosu i kosmitów, baśniowy klimat z nasyconymi kolorami. Do tak kosmicznej i bardzo prawdopodobnej historii dochodzi naukowa geneza profesora Miodka (kto pamięta program Ojczyzna Polszczyzna?), który swoim ciepłym i miłym dla ucha głosem, opowiada poprawną polszczyzną o znaczeniu i pochodzeniu nazwy miasta.

Jak zawarłem w tytule, jest to hołd oddany miastu Wrocław, każda praktycznie zwrotka przenosi nas do miasta w którym przeżywamy niecodzienną historię wraz z eluce, możemy w pełni wczuć się w klimat i odnaleźć się na ulicach, w tramwajach, na przystankach, zielonych zagajnikach i dać się unieść wysoko nie tylko ponad stan lecz także przestrzeń. Dodatkową rzeczą, która rzuca się w uszy i jest praktycznie nowym doświadczeniem, to dzielenie się w swój specyficzny sposób kawałkiem życia. Płytę można odebrać w większej części jako osobistą, napełnioną doświadczeniami przeplatającymi się m.in. przez okres młodzieńczy, studiów (prawniczych) i tego co się działo dalej. Odrealniona opowieść o metamorfozie szarego człowieka w artystę wielokulturowego.

L.U.C zaprosił wiele wspaniałych osobistości, oprócz prof. Miodka i Natalii Grosiak, która występowała na większości płyt swoim hipnotyzującym i pełnym ekspresji głosem, usłyszymy jeszcze Trzeci Wymiar, Sokoła, MesajahCezarego Studniaka,Waldemara Kastę oraz Leszka Cichońskiego. Dodatkowo, można usłyszeć ulicznego pieśniarza P. Fairweather’a, dzięki któremu osoby znające i kochające to miasto poczują się jak w domu. Nie powiem, bałem się troszkę tego zestawienia, nawet wyobraźnia mnie lekko ponosiła w kierunku śpiewającego, wspominanego już, prof. Miodka. Ale obawy jak najbardziej okazały się niepotrzebne, wszystko złożyło się w doskonałą całość, a moimi faworytami jak najbardziej jest duet z Mesajah w kawałku Samomasujące się ulice chcą zieleni, oraz oczywiście Otucha Ducha Stumostów z Natalią Grosiak i Waldemarem Kastą.

Wracając do akcji specjalnej, wspomnianej na początku recenzji, odnośnie książeczki komiksowej, a L.U.C jak wiemy, lubi bardzo akcje specjalne towarzyszące albumom. Pamiętacie Podaj Dalej? Jeżeli tak, to nie zdziwi Was zapewne fakt istnienia pustych miejsc w komiksowej legendzie albumu. Żeby zapełnić te miejsca i dowiedzieć się jak wygląda całość, będziecie musieli wybrać się na koncert, na których to mają być rozdawane brakujące elementy. Wg. mnie rewelacyjny pomysł. Są na tym świecie jeszcze takie osoby, które nie mają wyobrażenia, jak bardzo koncerty różnią się od promowanych na nich albumów. Jak niektórzy artyści potrafią wykonać tak dobre szoł, które przeżywa się przez dłuższy czas jak nie przez całe życie. I takim artystą jest L.U.C, jego koncerty trzeba przeżyć w całości, a tym albumem właśnie zaprasza Cię także drogi czytelniku, łechtając Cię po dzyndzlu ciekawości, na swoje pozaziemskie szoł na żywo.

L.U.C się lubi albo nie, jak z większością muzyków. Jednak że z nim jest troszeczkę inaczej, każdy album jest inny, mimo tego że styl pozostaje bez zmian, to jednak czuć ten indywidualny i niepowtarzalny zapach każdej planety. Dla fana, album powinien być obowiązkową pozycją, dla osoby która chce poznać to zapewniam, że głód prawdziwy zacznie się po zakupie kolejnej płyty, gdyż wtedy namacalnie będzie można odczuć wyjątkowość tej podróży w nieznane i różnice w odbiorze. Nie ma też sensu oceniać i porównywać na podstawie poprzednich wytworów, gdyż wszystkie pozycje są mocne i rządzą się swoimi prawami, a odtwarzamy każdą z nich zależnie od nastroju i wielu innych powodów chęci wyruszenia w nieznane…

Dobrze, że jeszcze mamy takich artystów…

Polecam…

Podziel się:

Piotr Siwiński

Nieprzyzwoicie uprzejmy aluzjonista, kąśliwy romantyk w rogowych okularach, który rzucił palenie, chory na twórstwo wszelakie - nie szczędzi sobie niczego. Nie zaczepiać, nie pytać, nie deptać dywanów i trawników.

Machnij komentarzem.