Kategorie: aktualności, MyślTagi: , , bezpośrednik

Powoli zbliżamy się do wyjścia…

Powoli zbliżamy się do wyjścia…

Bujjjaaaaaaa…!!! – można by krzyknąć dzisiaj z okazji zakończenia tejże 2011 rocznicy powstania Naszej Ery. Oczywiście wzbraniałem się przed napisaniem jakiegoś podsumowania, stwierdzając, że machnę kolejną rozszerzoną wersję życzeń, jak to miało miejsce w Wigilię… ale jak to zwykle bywa, jeżeli się przed czymś wzbraniam to oczywiście o tym napiszę. Taka to już przekora i odwieczne prawo dżungli. Zacznijmy od tego, że jest super… Tekst piosenki jak najbardziej aktualny, każdy rok jest super i jedyny w swoim rodzaju i także taki był 2011, który po swoim poprzedniku wpisał się w wesołe karty historii w temacie zgonów. Z tych najbardziej spektakularnych możemy wyliczyć Usamę ibn Ladina (maj – po prawie dziesięciu latach poszukiwań w jaskiniach), Steve’a Amazing Jobs’a (październik – okrzykniętego Thomasem Edisonem naszych czasów – nie wiem dlaczego, ale ponoć o zmarłych nie mówi się źle), oraz Muammara al-Kaddafiego (październik – ojca Libii co ropy nie chciał oddać). Dzieci o tym będą się uczyć na pewno na historii, w każdym kraju inaczej.

Z tych już bardziej pozytywnych, w maju odbyła się druga debata z premierem odnośnie cenzury sieci w naszym kraju, która przyniosła jedynie słodkie poklepywanie się po plecach. Ale miło, że chociaż można było sobie pogadać. Przeżyliśmy wybory do parlamentu, które wniosły nam sporo nowości, oraz Roberta Biedronia i Annę Grodzką do kuluarów sejmowych VII kadencji. Nie nie nie, proszę nie piać pieśni o braku tolerancji w moim kierunku, przez to, że wyróżniłem dwie barwne postacie, gdyż akurat nie TO miałem na myśli, wystarczy włączyć YouTube i poszperać, albo kliknąć na linki by poczytać. Trochę poczucia humoru i gwary zawsze było potrzebne między podwyżkami, cięciami i nagrodami dla ministrów i urzędników.

W drugim kwartale mogliśmy zacieszać z powstania Google+, które mimo wielu sceptyków marudzących na swoich blogach rozwija się i ma się dobrze. Dopiero ten moduł społecznościowy pokazał nam jaki ta firma ma potencjał i możliwości na ściągnięcie rzeszy użytkowników. Dorzućmy do tego pnącą się na szczyty w zatrważającym tempie przeglądarkę Chrome i mamy cały wesoły zestaw.
A skoro jesteśmy przy temacie, przeglądarek, to wreszcie pojawiła się informacja, dla nas webmasterów cenna, czyli: Microsoft będzie aktualizował swoje przeglądarki po cichu i bez pytania. Bujjaaaa!!! – lepiej późno niż wcale, o! Dzięki temu, będzie można bez wahania robić tylko i wyłącznie piękne strony ;) …

W październiku wystartowaliśmy z naszym dziełem, w którym to właśnie czytacie te słowa, po trzech pełnych miesiącach mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że ono się jeszcze rodzi. Na szczęście bez większego bólu. Powoli i nieśmiało autorzy wyłaniają się na łamach serwisu, przez co mogę stwierdzić, że dopiero rok przyszły, 2012, będzie przełomem – i to na pewno, bo szykujemy niespodzianki. Dzięki Bogu, nie ubywa Was, drogie czytelniczki i czytelnicy, a przybywa. Co do historii tegoż faktu, dzięki nowej usłudze na twarzoksiążce, mogłem odhaczyć start – co widać na załączonym obrazku. Sens startu naszej strony zawdzięczamy stałym czytelnikom naszych poprzednich serwisów i mamy nadzieję, że ich nie zawodzimy, a Was, nowych, nie rozczarowujemy.

W listopadzie przyglądaliśmy się kolejnym walkom o niepodległość, które odbyły się w stolicy i były jedyne w swoim rodzaju, gdyż mogliśmy być świadkami tego jak demonstranci bili samych siebie zganiając później bezczelnie na organy ścigania. Przecież to normalne w naszej anatomii, że my faceci możemy sami siebie kopać dotkliwie po jajach… Oczywiście byli i faszyści z flagami biało-czerwonymi (jak to czerwień na flagach?), którzy Ody do Radości śpiewać nie chcieli, oraz kolorowi tworzący kolejny przystanek Woodstock i wiecznie czekający na ponowne przybycie Janis Joplin na świat. Ci akurat na pewno kominiarek nie mieli, a jedyne czym rzucali to wieńcami kwiatów w przechodniów. Ot bratersko i spokojnie.

Chyba udało mi się wyciągnąć trochę z tego roku, trochę tego najważniejszego i czasami zabawnego. Mamy ostatni dzień grudnia, dzień w którym dowiadujemy się, że Jonathan Ive dostał sira (nie mylić z Siri) przed nazwiskiem od królowej Elżbiety II – za dokonania w designie – za to tylko gratulować panu z ciepłym głosem. Dzień w którym stukniemy się (nie nie nie jajkiem) szampanem i pożegnamy całościowo te wszystkie chwile z 23% vat – jak widać przeżyliśmy. Pewne rzeczy na pewno utkną nam w pamięci i za cholerę nie będziemy potrafili o nich zapomnieć – nie zapominajmy, ale weźmy do serca jedno z trzydziestu rzeczy, które należy przestać robić do serca:

Przestać trwać w przeszłości. Nie można otworzyć nowego rozdziału w życiu, czytając po raz kolejny ostatni.

Czego sobie i Wam życzę w Nowym Roku…

A na koniec muzyczka, czyli Elle Lefant, zespolik o którym postaram się napisać jak najszybciej już niebawem. Dla mnie osobiście odkrycie roku, który zamykam!

A za rok? A za rok będzie super i na pewno weselej! Na pewno…

Podziel się:

Piotr Siwiński

Nieprzyzwoicie uprzejmy aluzjonista, kąśliwy romantyk w rogowych okularach, który rzucił palenie, chory na twórstwo wszelakie - nie szczędzi sobie niczego. Nie zaczepiać, nie pytać, nie deptać dywanów i trawników.

Machnij komentarzem.