Odkąd pojawiły się takie programy jak „Taniec z Gwiazdami”, „You Can Dance” a ostatnio również „Tylko taniec” – taniec stał się niezwykle popularną formą spędzania czasu wolnego. Pojawiły się nowe style, grupy zaczynają się już od 5-latków, taniec zaczął pojawiać się w szkołach jako zajęcie dodatkowe, nie mówiąc już o niezliczonej ilości szkół tańca, które otwierano hurtowo w każdej większej aglomeracji.I nie ma w tym nic złego – a nawet mnie się to podoba. Większa konkurencja – wyższy poziom nauki tańca – mogę więcej, lepiej i za mniej tańczyć. Oczywiście koniunktura zrobiła potem swoje, ale to inna bajka.
Wraz z tym wszystkim pojawiły się liczne warsztaty taneczne. Warsztaty – świetna rzecz, można poznać styl, którego nigdy wcześniej się nie próbowało bez konieczności zapisywania się do konkretnej grupy lub na miesięczny cykl zajęć. Wygodne i odpowiadające intensywnemu życiu czy to szkolnemu, studenckiemu czy już dorosłemu (wiem coś na ten temat – pracuję w 3 miejscach na raz).
Był taki okres w moim życiu, gdzie praktycznie co dwa tygodnie byłam na jakiś warsztatach weekendowych. Klasyka, hip hop, modern jazz… Ale jak sama stałam się instruktorem tańca, to warsztaty okazały się za mało.
Tańczę i chcę tańczyć. Ale na kolejnych warsztatach ucząc się wciąż tego samego – mam dosyć. I wtedy odkryłam wspaniałą myśl płynącą z coachingów.
Coaching to nie tyle szkolenie, to pewien proces i związany z nim nadzór instruktora, tzw. coacha. Ma to na celu przede wszystkim rozwój osobisty, myślowy, ideowy, ruchowy. Coach podaje nam pewną ideę, zmusza nas do myślenia i odkrywania. Oczekiwałam jasnych odpowiedzi a dostałam zbiór pytań. Nie tylko związanych z tym, co robię, ale też tym kim jestem i kim chcę być i dlaczego wybrałam tę trudniejszą ścieżkę. Nagle otworzyły się możliwości, o których nigdy bym nie pomyślała, zrozumiałam to, co było wcześniej dla mnie niezrozumiałe, przełamałam pewne granice. Granice, które sami sobie ustanawiamy (po co? czy są potrzebne? nie przeszkadzają Tobie w życiu? myśleniu? tworzeniu?).
Podczas jednej improwizacji kumpela stanęła jak wryta i zaczęła jęczeć i błagać mnie bym przestała. Nie robiłam nic – tylko ją oglądałam niczym eksponat w muzeum. Nie tworzyłyśmy ładnego „tanecznego obrazka”, żadna z nas nie wiedziała, co zrobi druga, ale przeżycie tej chwili były tak mocne, że do końca zapadło mi w pamięci. Po skończonym działaniu usiedliśmy w kole (jak w przedszkolu) i coach kazał nam odpowiedzieć na pytanie – pytaniem: Co czuliśmy? Odpowiedzi-pytania były niesamowite. Otrzymałam odpowiedzi na więcej pytań niż się tego spodziewałam.
Zapraszam więc wszystkich na coachingi. Są niezwykłymi drogami torującymi ścieżki kariery – jakakolwiek by ona nie była. Choć trzeba do nich dorosnąć. Nie dają jasnych odpowiedzi i niewtrawionego mogą zagubić w tłoku własnych myśli. Choć przydajesię całkowicie zagubić, by znaleźć tą prawidłową tabliczkę z napisem: „tędy droga”.