Hipokryzja w internecie?

Jak to jest Zbyszku drogi (Zbyszku H., aby wątpliwości nie było)?

Prawa autorskie, hipokryzja internautów, okradanie jednych przez drugich…

Po co cała ta gadka, ten medialny szum, skoro sam nie jesteś w porządku? Misja głoszenia prawdy jedynie prawdziwej jest wielka, zwłaszcza przy użyciu FB, ale jest bardzo łatwo zaliczyć wtopę… Tak się składa, że obserwuję Twojego walla i zauważyłem coś ciekawego – bardzo często publikujesz tam zdjęcia znalezione w sieci. Te zdjęcia mają swoich autorów, których zapewne o zgodę na publikację nie pytałeś, ich imienia nie wymieniłeś. Leżało w sieci i wziąłeś? Cóż więc uczyniłeś według swoich prawd (autorskich i majątkowych)? Rozumiem, że jak znajdę w sieci płytę I Ching, to będę mógł ją sobie wziąć, tak jak Ty zdjęcia?

Więc jak to jest Zbyszku drogi?

Puste dusze…

Puści ludzie dają się wypełniać uczuciami innych…złością, nienawiścią, złośliwością, zazdrością… Dają sobie wbudować obcy system wartości…
Patrzą na innych przez pryzmat uczuć kogoś innego…bez sprzeciwu, bez obiektywizmu. Widzą to, co im wpojono, by widzieć… Zaślepieni…niewidzący…
Nie da im się wytłumaczyć, przekonać, że nie widzą swoimi oczami a oczami człowieka, który wypełnia pustkę ich własnej duszy…z premedytacją z zawzięciem…
Szyderczo pochłaniają cudze jestestwo…
Dobrze, ze czasem pojawi się uczucie, które samo wyrasta…powoli wypełnia pustkę i wypycha natrętne, niesprawiedliwe, niszczące zło…
Tylko jedno może być gorsze i smutniejsze niż pusta dusza – zła dusza pochłaniająca cudzą pustkę…
O cudzie dźwięków, obrazów…o rozsądku…o spokoju…wypełniajcie mnie… !!
Cerridwen- pilnuj mojego wnętrza o zapachu wanilii i migdałów…

Słowa…

Ściągam buty…zdejmuję pończochy…chodzę boso, po słowach, delikatnie, bezszelestnie…Chodzę czując ich aksamitną lekkość i czułość… spokojnie stąpam lecz zaczynają uwierać, kaleczą mi stopy więc tupię, próbując je rozłamać żeby wejść im do środka tak jak one wchodzą do mnie, bez pukania, bez mojego proszę, nie jak wzorowy gość. W miłych słowach rozwieszam siebie… a tam Twój oddech rzeźbi moje pragnienia.. Twoje słowa dotykają mnie od środka wywołując dreszcz… Muskaj mnie całymi zdaniami, pieść przecinkami, rozpalaj kropkami… Potrzebuje każdego wersu.. pragnę każdej choćby najmniejszej literki…Zamykam oczy..i widzę korowody zdań wypowiedzianych… dołączam do nich wspomnienie westchnienia.. kolor uśmiechu i drwiący myślnik…
Nawet lekko zazdrosny znak zapytania mówi mi- kim dla mnie jesteś ..przypominając dotyk Twojej nagiej skóry..
A wykrzyknik… wykrzyknik przypomina jak mówimy do siebie.. bez słów…

A ja podziękuję Tobie Steve…

za to, że teraz jestem już pewien, że nie mogłem zrobić więcej. Za to, że teraz wiem, że leczenie raka trzustki nie zależy od kasy, czy pozycji społecznej… Współczuję, że cholernie bolało, jak chyba niewiele innych rzeczy na świecie. Ty to czułeś, ja musiałem to widzieć.

Dziękuję.

O nieżyciu

Fajnie jest umierać parę razy dziennie. Nie dokonać żywota, ale ustawicznie zdychać. Odcięcie oddechu, znieruchomienie serca i ta nagła jasność w głowie. Wszystko jest czyste i klarowne jak zbielałe kostki w zaciśniętej pięści. Chwila absolutu nicości. Umieranie uodparnia na śmierć, jej dzikość i tragedię, i na wszytko to, co ze sobą niesie. Zostaje tylko próżnia i echo, dźwięki dzięki którym nie można spać, które każą ukrywać każdy ślad. Choćby zakopać, czy usunąć żyletką.

„Opowieść niekoniecznie wigilijna.” (cz.3)

(część druga tutaj)

IV.

Padał śnieg, gdyż zima ma to do siebie, że coś pada.

Wehikuł gnał do przodu, od jednego przystanku do drugiego. Warunki atmosferyczne nie robiły żadnego wrażenia na kierowcy, gdyż jak wiadomo był on ślepawy i jeździł na pamięć, swoją trasą, którą istniejący tylko na papierze pan naczelnik próbował wielokrotnie zmienić, co oczywiście nie zdawało egzaminu, gdyż kierowca uparcie jeździł swoimi, znanymi sobie drogami, zwolnienia i upomnienia nie wchodziły w grę, gdyż nie dość, że bohater to jeszcze związki wszelakie, a to homoseksualistów, a to kobiet w ciąży, a to jeszcze emerytów, kombatantów i cyklistów były za nim. Decyzję zmian wycofano, przysłano do „Sokole Oko Masacziusets” stosowne pismo, którego i tak nie przeczytał, a i posiał gdzieś w stercie innych pism od supermarketów, rekolekcji czy promocji dywanów. Pędzili zatem przed siebie, dobrze znaną trasą przez dwóch ludzi, kierowcy „Calineczki” oraz nieodłącznego wyposażenia jakim był kasownik, który i tak nigdy nie zwracał na to uwagi, gdyż tylko kasować umiał.

Czytaj więcej »

zapomnienie….

Wzięłam kilka minut, żeby zatrzeć ślady największej miłości życia…i nie pomaga..kilka minut to za mało, więc biorę kilka dni…z ogromną siłą i wiarą zacieram zapamiętale…
Po kilku dniach wciąż nie czuję zmian…więc chcę jednego: Niech moje słowa wracają do Ciebie, rozpadają się na litery, fruwają dookoła jak piękne motyle, którym zostało ledwie kilka dni życia…a może to muchy, o których pisałeś, które tak Cię irytowały?

Sennie…

Przypilnuj moich snów. Pilnuj by nie śniło mi się, że odchodzisz…
Obejmij mój sen i napełnij go swoim zapachem.
Nie chcę budzić się ze szlochem, zapuchniętymi oczami, bo śniłam, że Twoja ręka dotykała nie mnie a Twoje usta budziły nie moje pocałunki…
Pilnuj moich snów choćbyś był na drugim końcu świata ode mnie…
Swoją silną dłonią trzymaj mnie blisko siebie i nasącz moje sny Twoim ciepłem, siłą i czułością….Pilnuj moich snów….

List do P…

Drogi Muchomorku,
piszę do Ciebie ten list z poczucia wewnętrznej tęsknoty jaka się zrodziła po obejrzeniu w telewizji naszych przygód, przypomniały mi się stare dobre lata, zanim wyjechałeś. Fakt, nie odzywałem się do Ciebie długo, nawet musiałem dowiadywać się o Twój adres różnymi drogami, gdyż wyrzuciłem go z pamięci. Nie ukrywam złości, która mnie wypełnia, po tym jak mnie zostawiłeś samego w naszym domku i wyjechałeś za tą swoją sławą, której i tak nie udało Ci się zdobyć, jednak w duchu się cieszę, że jakiś grzybiarz nie zrobił z Ciebie zupy i nie poczęstował nią swojej rodziny. Z tego co wiem przykoksowałeś trochę i urosło Ci się gdzieniegdzie.

Czytaj więcej »

Pieprzenie (z mruczącą gwiazdką w tle).

Pomieszczenie przypominające lata dwudzieste ubiegłego wieku.
Mało kto pamięta lata dwudzieste ubiegłego wieku, więc proszę sobie wyobrazić jak wyglądałoby pomieszczenie ukryte w latach dwudziestych ubiegłego wieku.
Podłoga, na podłodze dywan, na dywanie stolik, na stoliku wino a obok dwie lampki, bo tak właśnie nazywa się kieliszki do napojów innych niż wódka. Dwie lampki, obydwie pełne.

„Zazuzi zi za zu zu”

On z pełną gracją nachyla swoje wąsate lico, by lepiej słyszeć to co ona ma do powiedzenia, gdyż Ona mili Państwo, dowyobraźcie sobie bardziej, że damą jest, a damy mówią cichutko i namiętnie, tak by słyszały same siebie.
Ona jest damą, mówi cichutko, On z gracją nachyla się nad nią, lewą ręką nakręcając korbę od gramofonu.

„Zizazi zu za zi zi”

Ona namiętna w mętnej naturze, oczy ogromne, wachlarz rzęs, usta czerwone, usta w kolorze krwi…
Swą białą dłonią sięga po lampkę, chcąc znacząco i w pełni swej namiętności zamoczyć swoje mięsiste i namiętne usta, wymawiające namiętne słowa w kierunku, w którym jest On w swojej gracji nachylony cały czas i kręcący korbą…

„Zuziza za zi zu za”

Nakręciwszy korbą, puszcza muzykę, robi to tak by słyszeć jej słowa, nie zmienia pozycji, gdyż nie chce jeszcze upajać jej gestem nonszalancji, prawą dłonią sięga po lampkę także, a lewą opiera na swoim biodrze. Pozycja jego samcza aż nadto podkreślona wąsem.
Muzyka trzeszczy, muzyka się kręci, coraz głośniej składając się w sensowną całość, głos diwy jest bardziej namiętny od właścicielki czerwonych ust, a przy tym donośny i wyraźny, mruczący czasami.

„Zubidu zuzi za ze zu”

Ona namiętna jest coraz głośniej, On już nie musi się nad nią nachylać, nie martwi się o swoje plecy, martwi się bardziej o dobry nastrój, więc wypija całą zawartość lampki, patrząc się na nią uwodzącym wzrokiem. Ona za to nie patrzy, symbolicznie macza swoje czerwono-krwiste usta w czerwonym winie, którego butelka zacnie zdobi drewniany stolik. Mówi coraz głośniej, gracja zamknęła się już dawno.

„Sabada zi zu za, zi zu za za zi zu”

Rozpoczęło się pospolite pieprzenie, przy dźwiękach diwy, która przeszkadza już tylko, Ona pieprzy głośno, on udaje, że podziwia jej pieprzenie… Pieprzenie, pieprzenie, namiętne pieprzenie, pieprzenie przy winie, pieprzenie przy lampce, pieprzenie na stole, pieprzenie na dywanie, pieprzenie w latach dwudziestych, pieprzenie w ubiegłym wieku.

„Zazuzi zi za zu zu”