Fajnie jest umierać parę razy dziennie. Nie dokonać żywota, ale ustawicznie zdychać. Odcięcie oddechu, znieruchomienie serca i ta nagła jasność w głowie. Wszystko jest czyste i klarowne jak zbielałe kostki w zaciśniętej pięści. Chwila absolutu nicości. Umieranie uodparnia na śmierć, jej dzikość i tragedię, i na wszytko to, co ze sobą niesie. Zostaje tylko próżnia i echo, dźwięki dzięki którym nie można spać, które każą ukrywać każdy ślad. Choćby zakopać, czy usunąć żyletką.
Kategorie: na pigulebezpośrednik
A co jeżeli śmierć jest przyjemnością i ktoś jej oczekuje? A umieranie uodparnia… tylko po co uodparniać na przyjemność, radość i spełnienie?
W ten sposób widzący nie zrozumie ślepego, syty głodnego…