Obudziłem się,
choć w to wątpiłem
po prostu.
Serce zmęczone,
oczy zmęczone,
które skupiły
się na latającym potworze.
Wątpiłem w niego,
lecz się patrzyłem,
szukając po omacku,
zmęczoną dłonią,
paczki papierosów.
Obudziłem sie,
w zwątpieniu,
nowy dzień,
w zwątpieniu,
gdy serce zmęczone,
gdy oczy zmęczone,
wpatrujące się
w latającego potwora.
Usta zmęczone,
ściskają papierosa,
nogi zmęczone,
stojące przed dylematem,
– w górę?,
zapytałem sam siebię,
w zmęczonej głowie,
– czy w dół?
Stoję w miejscu,
w zwątpieniu,
zmęczony.