Komplement

– Kocham Cię…

– Dziękuję za komplement.

Czy można sobie wyobrazić większą drzazgę wbitą w mięsień pompujący li tylko krew? Pewnie można, ale nie wtedy, nie tam i nie w tym sercu. Z czasem nieobecnością obrosła materia obca, a i tak szczękościsk rodzi, i ból – o nim słów już nie ma.

“Nastrojenie – szóste chlup”

Oczy na wpół zamknięte.
Człowiek siedzi, człowiek się garbi, człowiek się waha – to w lewo, to w prawo. Niezdecydowanie rozpiera wnętrze potwora.
Przed oczami szklanki dwie, jedna na wpół pełna, druga ze śladem szminki wpół pusta. Ściany powoli przysuwają  się do siebie w swój dobrze znany sposób. Obok szklanek popielniczka, brzydki śmierdzący jeżyk łypiący oczami, puszczający dym czymkolwiek się da.

Skąd ta szminka?

… następuje szóste chlup. Ściany połączyły się w jedno, tworząc zimną skałę samotnych i zapomnianych, ktoś dostał szału, ktoś nie dostał dziś wypłaty. Proza życia i codzienność tulą do snu w swoim opętaniu.

Jutro będzie lepiej. – szepce człowiek – Jutro będzie lepiej…? – zawahał się po raz kolejny – Jutro Bóg nas zbawi…

“Opowieść niekoniecznie wigilijna – pauza.” (cz.2)

(część pierwsza tutaj)

III.

W tym miejscu autor popadł w chwilę zadumy, nie wiedział bowiem, że owa chwila będzie trwała trzy i pół roku i że po tym czasie będzie próbował wprawić w ruch wskazówkę zegara, która i tak chodzi jak chce – czasem do przodu, czasem do tyłu. Podczas tej chwili zadumy nad dalszym losem bohaterów nie myślał tylko o nich, miał też wiele spraw na głowie, popełnił kilka radykalnych kroków w swoim życiu, napisał wiele utworów, oraz przeczytał kilka, robiących na nim samym wrażenie, książek. Słuchał także muzyki przeróżnej, spotkał na swojej drodze wielu ekscytujących ludzi, także i takich których już nie pamięta, bo pewnie nie warto było pamiętać, wypił morze alkoholi wyskokowych, wypalił niezliczoną liczbę papierosów i przejechał grube tysiące kilometrów w celu różnym.

Czytaj więcej »

Kuszenie…

….bo jestem…z premedytacją ubieram wabiące ciuszki…z premedytacją rozpuszczam włosy…z premedytacją nakładam na twarz maskę kuszących kolorów…przesuwam pomadką po ustach, oblizuję je, uśmiecham się…jestem gotowa.
Czuję się wolna.
Wychodzę…znacząc drogę zapachem perfum… z premedytacją w wysokich obcasach…
Widzę spojrzenia, łowię wzrokiem nieszczęśnika…niech będzie najbardziej pewny siebie, niech będzie najbardziej pożądany przez panie…niech będzie łupem, który strącę w przepaść…
Chcę zmrużyć mu oczy, przyspieszyć oddech, odebrać wolną wolę, którą przejmę w całości…
Jest…niech będzie ten…
Łyknął haczyk…wydaje mu się, że mnie zdobywa…
Roztacza chmurę swoich walorów, przechodzi siebie w grze „mała kobietka- rycerz”, wciska we mnie swoje wizje …
Robi mi się nie dobrze…zabieram torebkę i wychodzę…
Wybiega za mną otumaniony, woła…chce wyjaśnień…
Odwracam się znużona: – Nie za wcześnie, kolego?
W domu zapalam świeczkę…zmywam makijaż i myślę, jak łatwi są ci, których wcale nie chcę…i czym się przystroić, żebyś Ty mnie kochał…

„Ordinarius.”

Poranek niczym zwykły deszcz.

Pan Stanisław wstał delikatnie od stołu, inaczej niż to bywało zwykle. Po zakończonym śniadaniu podparł się swoimi wiekowymi dłońmi tak by nie zagiąć czystego obrusu. Lubił mieć czysto na stole, nigdy nie kruszył i dbał o to, by ciężka praca jego żony nigdy nie szła na marne. Kiedy odeszła, podtrzymywał już tradycję domową, bo cóż mu zostało.
Nie mieli dzieci. Zawsze sobie tłumaczyli, że Bóg wybrał dla nich taką drogę i postawił przed nimi inne wyzwania niż wszystkim, co by w ludzkości nudy nie było. I postawił. Pan Stanisław weteran wojny niejednej, Światowej, o miedzę pod Koluszkami, z SB w stolicy Warmii, pod stocznią z ZOMO i jednej mniej krwawej z ZUSem po śmierci żony, Marii.

Czytaj więcej »

Occisor

Mówisz mi, że jesteś mordercą. Żądnym krwi wszystkich mężczyzn na świecie, mówisz, że każdy z nich powinien błagać, skamleć o litość, której nie uświadczą od Ciebie nigdy.
Mówisz mi, że zabić możesz każdego, z zimną krwią i chęcią niszczenia. Szepczesz, że cię to podnieca, otaczając ustami kolejną poziomkę.
Mówisz szeptem, że tylko krzywdzimy, myślimy zawsze nie tym co potrzeba i o tym co nigdy nie będzie zrozumiałe.
Mówisz mi, że słodycz wycieka z naiwności waszej, wierząc, że to się jeszcze zmieni.
Mówisz, uciekasz w swoją chęć niszczenia, poobijana złymi wspomnieniami.
Jesteś mordercą. Żądnym krwi wszystkich mężczyzn na świecie, z uśmiechem zimnym.

Odwracasz się.
I sama wiesz najlepiej, że i tak: zapomnisz, pokochasz, oślepniesz, zatracisz i kiedyś znowu będziesz chciała zabić.

„Nocna lampka”

Świat ma deficyt na kolory, gdzie nie spojrzę to uboga skala szarości. Nawet drzewa o których nam mówiono, że są zielone, jakoś takimi teraz nie są. Co to jest teraz?

Miejsce – plaża, czas – nieznany, chyba jest mało ważny, nie wiem ile mam lat, nie wiem jaka pora roku, nawet nie wiem czy jest zimno.
Miejsce już bardziej kojarzę, podobne, ale nie tak samo znane – czuję się dobrze. Na tej plaży stoją ludzie, różnie ubrani, różni ludzie, wpatrzeni ja zahipnotyzowani w horyzont. Scena jak z tego znanego filmu, ale tym razem to nie są anioły, mają płeć, są normalni – czyli beznadziejni. Stoją, nic nie mówią, jakby ostatni podmuch wiatru zabrał im ten cenny dar, z którego i tak nie potrafili korzystać, patrzą w dal, czekają na coś co ma nastąpić, ja też na to czekam, ja w przeciwieństwie do nich idę.

Czytaj więcej »

“Nastrojenie – piąte chlup”

Krzesło czarne i twarde, oczy w sufit wpatrzone, w uszach śpiew syren zza okna – ktoś znowu umiera.
Bulgotanie usnęło, zmęczone całodzienną zabawą, nie przeszkadzajmy mu, niech ma siły na jutro.
Noga na nodze, w dłoni papieros, rozjaśnia umysł, zagłuszając dymem myśli zmącone.
Pyk pyk dym leci, pyk pyk zagłusza… pyk pyk…

Piąte chlup.

Cisza.

Semper in corde meo „Jozin”

Twoje słowa zawierają dużo liter…moje ogrom treści…
Już dawno nauczyłam się Ciebie czytać…nawet to, co ukrywasz między wierszami…
A Ty dopiero odkrywasz, że międzywiersze istnieją…a pomiędzy nimi jestem ja…
Jest taka opowieść, że za każdym razem, gdy się z kimś rozstajesz, zostawiasz u tego kogoś kawałek swojej duszy. A ten ból wyciskający łzy…to jest brak tego kawałka.
Boli, bo jest u kogoś innego.
Czasem widać te kawałki na różnych ludziach, jako takie małe niebieskie światełka.
Kawałki dusz ludzi, którzy Cię kochają…

Cyt…

Cyt, zasnęło, cichutko w spokoju,
serce zmęczone wtulone w pierś jego,
nie młode, już swoje wiele przeżyło,
nie młode, miliardy rytmów wybiło.

A teraz leży, śpi słodko wraz z nim,
ułożonym w fotelu jego ulubionym,
nie przeszkadzajmy i na palcach chodźmy,
nie przeszkadzajmy niech wreszcie odpocznie.

Od zgiełku życia codziennego,
od polityki i smutnych wiadomości,
od chwil pięknych, słodkich, radosnych,
od podejrzanych zbiegów okoliczności.
Od wojen, północy, południa,
od wschodów i zachodów słońca,
od telefonów, trosk swoich, nie swoich
od pracy co nigdy nie miała końca.
Końca nie miały inne też sprawy,
niech od nich odpocznie to najważniejsze,
od papierosów, alkoholu, wierszy,
od prozy i słów co były najmniejsze.

Cyt, niech odpoczywa,
a pani nie wzywa jeszcze doktora,
dajmy mu spokój, jutro garnitur włoży,
teraz niech śpi, należy się mu,
zanim w ciemnościach na wieki się położy.

Cyt, zasnął człowiek i serce zasnęło,
ono w piersi, a on w fotelu,
nie przeszkadzajmy gdyż,
zakończył swą drogę i stanął dumnie,
stanął u celu.