Niecodziennik Niekulturalny
  • Kontakt
  • Subskrybuj kanał RSS
  • Start
  • Magazyn
  • Info
  • WSZYSTKO
  • Myśl
  • Kultur(w)a
  • Dzieje się
  • Backstage

Niecodziennie.

Dodano: 31.12.2006  w: zejścia Komentarz (1) » Autor: Piotr Siwiński

Tak, oto puszka, aluminiowe zjawisko o wartości liczonej w tonach, gdyż na ukochane złotówki, jednej puszki nie przeliczymy. Tak oto puszka. Stoi. Gdybym się o nią potknął, leżałaby zapewne, uwalniając ze swoich aluminiowych trzewi wygazowane pozostałości dnia poprzedniego.

Tak, oto puszka, stoi.

Niewzruszona taka, aż chciałoby się rzec:

– „Oto puszka!” – tak dumnie a zarazem nikczemnie.

Lecz nie mówię nic. Po prostu mi się nie chce.

Trzy zegarki na małym, kwadratowym stoliku w bujnym, czerwonym kolorze, wskazują popołudnie. W głowie roi się zastanowienie, czy to właśnie te trzy archaiczne wynalazki ze zdechłą kukułką, nadają bujności tej czerwieni. Po za głową, gdzieś z kuchni, jeżeli to pomieszczenie można jeszcze nazwać kuchnią, a czy w ogóle nią kiedykolwiek było, odzywa się „Radio Miłosierdzie”. Tak jest. Miłosierdzie wydobywa się z robaczywej kuchni. Niejeden, by powiedział „perwersja”, lecz mając głęboko w dupie słowa niejednego, próbuję z wielką siłą skierować „wczorajsze” bujne myśli od bujnego stolika w stronę bujnej kuchni, aby choć przez chwilę napawać się owym miłosierdziem.

Udało się, myśli uwięzione w bolącej głowie, już są nakierowane.

Chwila zadumy, chwila próby wprowadzenia się w nią, chwila marszczenia czoła, chwila mrużenia oczu, chwila wielkiego skupienia.

Radio gada, nadaje rytm, głosi poglądy, radio szepce niczym kapuś, któremu utajniono teczkę, radio prowadzi dywagacje, radio nie pociesza, radio miłosierdzie.

Ranny.

Dodano: 22.12.2006  w: na pigule Brak komentarzy » Autor: Piotr Siwiński

Słońce można nazwać sadystą i brutalem, wrogiem pijanych i wrogiem skacowanych, skacowanych alkoholem, skacowanych życiem. W zaśmierdziałej klitce, walcząc z tym co ludzie, albo tak zwani ludzie, nazywają „pięknem”, przykleiłem gazety do okien. Bronię się przed tobą sadysto! Bronię się przed tobą ty skurwiałe słoneczko, kujące w oczy, palące skórę, bolące w głowę.

Pigułki przechodzą przez gardło, jakby przez rurę, nienapotykając już żadnych przeszkód, wszystko przepalone, zniszczone. Pigułki przechodzą, pigułki nie działają, pigułki już mnie nie lubią.

Ranny tak bardzo, niczym krople rosy zatrzymujące się na trawie, takie niewinne, takie bezbolesne, takie delikatne i lekkie. Tak łatwo je zepsuć, tak szybko znikają.

Zazdrość.
Rodzi się w głowie, bolącej niby bez powodu, niby noszącej pamiątki zeszłej nocy, urywające się w pewnym momencie. Czy ja wtedy otwierałem drzwi?

Jedyne co poznaje, to moje łóżko, tego zapachu nie da się nie poznać, zapach braku, tęsknoty za czymś, czego nie potrafię już nazwać…

dźwiękiem po ranek

Dodano: 22.12.2006  w: zejścia Komentarz (1) » Autor: Leszek Karkut

Już dawno… Bardzo dawno…

Kocham jak dźwięki przenikają moje ciało. Wykręcają dłonie, rzeźbią tułów aż do ekstatycznego bólu. Unosząc się wciąż wolny i wolny znów. Stopy niegdyś tańczące podekscytowane rytmem somnabulicznie poruszają się wciąż i wciąż. Jedno uderzenie serce na dwa bity. I dłonie jak ptaki na wietrze tak bezwględnie tną powietrze. Głaszczą je rozrywając i mieląc czas. Płuca naciągnięte do granic możliwości modelują oddech coraz płytszy, krótszy i bardziej nasiąknięty tym, czego nie da się nazwać. Wszystko staje się takie superrealne, powietrze czyste i mroźne, takie same jak zimowym porankiem w górach. Oczy zasłonięte kurtyną powiek nie trawią światła zostawiają hotelową wywieszkę „nie przeszkadzać” jakbym kochał się z nią…

Tesknie…

Suspens

Dodano: 21.12.2006  w: na pigule Komentarz (1) » Autor: C.

Cztery ściany, drzwi, dwa zamki. Fotel, kanapa, telewizor, pod nimi dywan. Wchodzę i włączam radio. Miłość w czasach popkultury to rzecz wtórna. Ludzie uczą buycbdproducts jej z telewizji, nie znają prawdziwej miłości. Czują chemie jak narkotyk, ale nie wiedzą co z nim robić – przez nos, czy dożylnie. Kolorowe szkło mówi im jak mają się zachować. Jedni oglądają Humphrey’a Bogarta inni Audrey Tautou. Siadam. Przykładam dłoń do ust, żeby bezsensownie się po nich potrzeć. Kobieta. Podchodzę do okna, którego nie znajduję. Być może w tym domu nie ma okien, bo i po co? Żadnej rzeczy wartej zobaczenia. Co najwyżej tracę widok półnagiej sześćdziesięciolatki, rozbierającej się w pokoju bez zasłon, bo nawet mąż woli oglądać mecz, niż dzieło twardego dłuta czasu. Siadam. Przykładam dłoń i wciągam powietrze. Kobieta.

A może to zapach mojej matki? Czy matka w ogóle pachnie? Czy to raczej pachnie pomidorowa, ciasto wyciągnięte z piekarnika, świeżo upieczony kurczak?

Wkładam palec do ust i przesuwam po nierówno osadzonych zębach. Kobieta. Jej perfumy zostały nawet w moich ustach. Przesiąkłem. Jeśli kupiła markowe, przesiąkłem na długo. Nie wygram z gigantem, dali kupę szmalu kretynom w białych fartuchach, żeby mieszali kwiaty i korzenie. Drugą kupę szmalu artyście, który miał ukształtować kawałek szkła na jedyny w swoim rodzaju sposób. Trzecią kupę szmalu takiemu idiocie jak ja, który miał dorobić do tego filozofię i sprzedać. Z trzema kupami nie wygram.

Włączam telewizor. Śnieg. Pierwsza oznaka zimy. Nic nie widać. Przykładam dłoń do ust, to mnie uspokaja. Żadnych skojarzeń, żadnej przeszłości, tylko szuranie sandałów w opustoszałym na noc mieście…

celuloid

Dodano: 19.12.2006  w: uniesienia 3 komentarze » Autor: C.

Pożądam tego co nieosiągalne. Czarne pończochy, czerwone pończochy, białe pończochy. Opięte na młodych łydkach, wspinające się coraz wyżej i wyżej, w bezkresne niebo spódnicy, która nie jest przydługa i której nikt nie nazwie przykrótką. Pragnę, chcę, żądam. Nie włączam już telewizora bez strachu, że znowu przypadkiem trafie na program, który zechce mi pomóc. Trzydzieści kanałów, wszędzie pułapki, lecisz po nich jak dziecko po cukierki – sport, pogoda, i nagle pach… Twoje ciało sztywnieje, dostajesz paraliżu, cztery kobiety, dwóch facetów, wszyscy w perukach, przypadkowo poprzyklejane wąsy, źle dobrane brody. Mówią, płaczą, krzyczą, milczą, przepraszają. Na trzysta odcinków sto pięćdziesiąt dotyczy Ciebie. Mówiąc o sobie, mówią o tobie. Czarne pończochy obejmujące twoje ciało w pasie, uścisk łydek na biodrach, ręka sunąca po autostradzie i druga goniąca ją pod prąd. Wyścig, w którym trzeba być ostatnim. Psycholog potwierdza – nie masz szans. Jesteś chory. Chory! Procenty, wykresy, wyliczenia. Mają wzór. Sam sobie nie pomożesz. Kiedy mam dobry dzień trafiam na te pięćdziesiąt procent programów, które nie dotyczą mnie. Śmieje się jak idiota z kretynów i ich kretyńskich chorób i tego, że sami się z nich nie wyleczą.

Nienawidzę kobiet. Nienawidzę kobiet w pończochach. Nienawidzę spotykać ich w sklepach, pubach, na ulicy, w mieszkaniach. Zawsze robią mi to samo. Złośliwie i notorycznie. Wyglądają zwyczajnie. Chodzą zwyczajnie, siadają zwyczajnie. A później wychodzą na chwilę, przyjmują nienaturalną dla rzeczywistości pozycję i zaczynają trwać na wieki. Pożądam niemożliwego.

Ponad.

Dodano: 17.12.2006  w: żyrandole Brak komentarzy » Autor: Piotr Siwiński

Leżałem na łóżku, oświetlony żarówką niemego telewizora. Była noc, one są takie monotematyczne, tak jakby media same nakazywały nam, co mamy teraz robić. Seks, seks, seks, seks, jakiś ksiądz, seks, seks. Jakaś perwersja, jeszcze tyle osób na raz nie pragnęło ze mną zbliżenia, pomijając oczywiście jakiegoś księdza, prowadzącego pewnie refleksje na temat wydarzeń dnia dzisiejszego. Powinienem się ucieszyć, tak nakazuje telewizor. Wcisnąłem guzik. Jedyne zbliżenie odbyło się w stronę sufitu, gdzie oczy same uniosły się ku górze, wskazując ironię myśli. Tylko wskazujące dla kogo, przecież dzisiaj publiczności nie było. Nie przyszła. Pewnie i tak bym ich nie zauważył. Za oknem co jakiś czas rozpoczynało się życie i kończyło się równie szybko z głuchym odgłosem butelki, śmietnika lub głowy jakiegoś pechowca. Smutne.

Kolejne zbliżenie z sufitem.

Rzut okiem na codzienność, pustka w głowie, niebywale taka niepodległa i niesamowicie wolna. Papiery na podłodze, drzwi skrzypiące denerwujące melodie i dywan pamiętający dziwne czasy dobrobytu nakazanego przez telewizor karmiony jednym, jedynym programem. Rachunek sumienia nie był potrzebny, bo po co? Przyswajanie treści, napawanie się muzyką, stary film po raz dziesiąty w życiu, paczka papierosów z dymem, szklanka wódki. Ot ambitna bezpłodność dnia. Niby w takich momentach, jak nakazują psychologowie, powinienem się uśmiechnąć, niedopuszczając do siebie destrukcyjnych myśli.

Kolejnego zbliżenia z sufitem nie było… zamknąłem oczy.

więc?

Dodano: 16.12.2006  w: parcie Brak komentarzy » Autor: Leszek Karkut

Trochę niekomfortowo się poczułem, gdy dotarło do mnie, że uwiera mnie lewy but. Nawigacja działa prawidłowo – wciąż idę w stronę domu. Lewa, uwierana stopa jest chyba cięższa, wciąż znosi mnie na lewo. Pośpieszne badanie kieszeni dowiodło braku jakichkolwiek środków na dojazd nieco mniej męczącym środkiem lokomocji. Mam chęć usiąść na krawężniku. Nie wiem dlaczego ktoś tak niedbale, nierówno układa chodnik – całkowicie niesymetrycznie…

Metamorfoza?

Dodano: 16.12.2006  w: na pigule 2 komentarze » Autor: Piotr Siwiński

Wszystko się przeobraża w coś. Dosłownie, nie nadążając za światem nie zauważamy tak prostych przekształceń, które nie tyle, że nas otaczają, to jeszcze bezpośrednio dotykają nas namiętnie, muskając po cichu i delikatnie najwrażliwsze miejsca. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do takiego uczucia, że już nawet nie zwracamy nań uwagi. Przykładem tego jest kropla deszczu, która w swojej doskonałej formie, bezwiednie spada w dół, przyciągana jakąś niewyobrażalną siłą. W momencie kiedy spotyka się z naszym ciałem zaczyna do niego przylegać, pragnąc dotknąć jak najwięcej, poczuć jak najmocniej i jak najszybciej ciepło, które nosimy w sobie. Dla tego właśnie ciepła potrafi zepsuć doskonałość swojej formy i rozpełznąć się jak najbardziej.

Po raz kolejny byliśmy w klubie, po raz kolejny byliśmy widzem upodlenia człowieka, którego tak nienawidzimy. Po raz kolejny niedocenione księżniczki oddawały się komplementom niedocenionym księciom, którzy w swoich najśmielszych narkotycznych wizjach raz po raz masowali je po udzie lub rozbierali w brutalny sposób z tych pięknych sukni za piękne pieniądze, gdzie suche gęby, z braku śliny w swoich chamskich grymasach domagały się alkoholu. Litrów alkoholu.

Nasza twarz była nieogolona, nasze oczy były zapuszczone, nasze myśli wyposzczone i wyjałowione, ręce trzęsące nie mogły utrzymać pierwszej i kolejnej szklanki. Zapuszczone oczy obserwowały zapuszczony lokal. Po lewej stronie wypełnia nas przeszłość, pełna śmiechów, niewinnych spojrzeń masturbantów, luźnych słów które zawsze ktoś docenił, wziął do siebie, pierwsze podrywy, dyskusje o niczym i zacne cele. Wszystko zatopione w dymie papierosów, który oddzielał ten świat od naszych wspomnień. Chciałoby się wyciągnąć rękę, tylko chcenie niechcenia jak zwykle jest silniejsze, jak zwykle nie pozwala, jak zwykle zbliża alkohol do ust.

Obojętność!

Po środku rozpościerała się, trzęsąca teraźniejszość. Pusty filar, beznadziejny krzyk, który za nic nie przypominał wołania o pomoc, a może za nic nie chciał przypominać. Trzęsąca teraźniejszość, trzęsące ręce, trzęsące myśli, wszystko puste i bezsilne, wszystko skupiające się na jednej, kolejnej, szklance z alkoholem wywołującym bezwarunkowo na naszej mordzie uśmiech. Prawa strona, nie pragnęliśmy jej w ogóle, można by przyjąć, że to przyszłość, głupawa muzyczka i echa głosów przeszłości przy których jedynym odruchem było by strzelenie sobie w łeb, w łeb który co raz mocniej boli…

  • ostatnie komentarze

  • archiwum

    • październik 2014
    • wrzesień 2014
    • lipiec 2014
    • czerwiec 2014
    • maj 2014
    • kwiecień 2014
    • marzec 2014
    • luty 2014
    • styczeń 2014
    • grudzień 2013
    • listopad 2013
    • październik 2013
    • wrzesień 2013
    • sierpień 2013
    • lipiec 2013
    • czerwiec 2013
    • maj 2013
    • kwiecień 2013
    • marzec 2013
    • luty 2013
    • styczeń 2013
    • grudzień 2012
    • listopad 2012
    • październik 2012
    • wrzesień 2012
    • sierpień 2012
    • lipiec 2012
    • czerwiec 2012
    • maj 2012
    • kwiecień 2012
    • marzec 2012
    • luty 2012
    • styczeń 2012
    • grudzień 2011
    • listopad 2011
    • październik 2011
    • wrzesień 2011
    • lipiec 2011
    • marzec 2011
    • grudzień 2010
    • październik 2010
    • sierpień 2010
    • lipiec 2010
    • czerwiec 2010
    • maj 2010
    • marzec 2010
    • luty 2010
    • styczeń 2010
    • grudzień 2009
    • listopad 2009
    • październik 2009
    • wrzesień 2009
    • sierpień 2009
    • lipiec 2009
    • czerwiec 2009
    • maj 2009
    • kwiecień 2009
    • marzec 2009
    • luty 2009
    • styczeń 2009
    • grudzień 2008
    • sierpień 2008
    • lipiec 2008
    • czerwiec 2008
    • maj 2008
    • kwiecień 2008
    • marzec 2008
    • styczeń 2008
    • grudzień 2007
    • listopad 2007
    • październik 2007
    • sierpień 2007
    • lipiec 2007
    • czerwiec 2007
    • maj 2007
    • kwiecień 2007
    • marzec 2007
    • luty 2007
    • styczeń 2007
    • grudzień 2006
START | INFORMACJE O SERWISIE | MANIFEST | KONTAKTdo góry
2011-2023©Niecodziennik Niekulturalny | Dumnie wzmocnione przez WordPress, oraz inne używki... | Projekt i wykonanie: EMPART